poniedziałek, 1 czerwca 2015

Herbata po arabsku

Strasznie słodka ale nie miętowa. Chociaż z ziołami na pewno mająca nieco wspólnego.

W powodzi kolejnych zapachów okołooudowych marka SoOud zaproponowała niedawno pachnidło o nazwie, którą pp. Missala na blogu swojej perfumerii zgrabnie i dowcipnie przetłumaczyli jako "ciacho" [co ma sens, ponieważ w języku arabskim tytułowy wyraz oznacza mężczyznę atrakcyjnego i pewnego siebie; zatem tłumaczenie, choć z pewnością luźne, wydaje się bardzo trafne ;) ].
Jadab, poznany we mnie w lżejszym wcieleniu "eau fine", w tradycyjnej nomenklaturze odpowiadającym wodzie perfumowanej.

I cóż? Jak sprawował się ów arabski przystojniak?


Obawiam się, że nie mam zbyt wiele do opowiedzenia. Okazało się bowiem, że po przyjemnym pierwszym wrażeniu - gdzie skonstruowany laboratoryjnie akord udowy ułożono naprzemiennie z miękkimi nutami drzewnymi, ciepłymi, głębokimi balsamami tudzież kilkoma oderwanymi akordami daktylowo-ziołowej słodyczy - Jadab szybko stracił zainteresowanie i zapadł się w siebie. ;) Naprawdę głęboko.

Wonie okołodrzewne znikają z mojej skóry w około pół godziny, jak sen złoty rozwiewając moje rojenia o rychłym rozwinięciu w rozkoszny, jasno-słodki dym. Zostaje tylko słodki puder na dosłownie paru oderwanych okołodrzewnych akordach (wyczuwam coś pomiędzy pudrowym cedrem w stylu wycofanego ze sprzedaży Cèdre Bleu marki Yves Rocher a kaszmeranem). Na samym dnie ujawnia się co nieco nowoczesnych, pyłkowych białych piżm, osadzających Jadab na ludzkim ciele. Oraz słodycz; matowa, schowana gdzieś w celofanie albo metalowej misce, ocukrzona, niespodziewanie wydobywająca z mieszaniny coś ziołowego.
I może w rzeczywistości będą to ostatnie resztki tego, co mogło być oudem, jednak mój mózg sklasyfikował je najpierw jako suchą herbatę, by już po chwili zmienić zdanie: nie herbata to a stewia. :) Suszone, posiekane listki obłędnie słodkiej rośliny, pachnące trochę, jak europejskie mieszanki ziół do zaparzania (tylko przed zaparzeniem ;) ). Absurdalnie słodka, w większej ilości mdląca i pyłkowo-pudrowa, sucha a jednak o woni bogatej a przy pierwszym spotkaniu całkiem zaskakującej.
Tak, to odkrycie tłumaczy mi wiele. :D

Oto arabska herbata słodzona stewią. Tradycyjna, chociaż o nowoczesnym sznycie. Początkowo intrygująca ale z każdym kolejnym łykiem coraz bardziej monotonna, w nadmiarze powodująca nudności. Odpowiednim dodatkiem do niej byłyby witariańskie, bezglutenowe i bezlaktozowe batony z suszonych owoców. ;]
Jednak oudu i drzew próżno weń szukać.

Dlatego to Ciacho nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia. ;) Czytałam jednak, że kiedy się przyłoży i zaprezentuje w pełnej krasie [to jest w stężeniu odpowiadającym ekstraktowi perfum ;) ], potrafi zauroczyć. Mnie jednak nie było dane go poznać.
Może kiedy indziej?


Rok produkcji i nos: 2015, Stèphane Humbert Lucas

Przeznaczenie: zapach uniseksualny o słabej projekcji, której pierwszych kilkanaście minut mocnej, energicznej emanacji nie jest w stanie zatuszować. Co mi po nich, skoro kolejne godziny to wspomniane słodkie pudry i pyłki z malutką dawką zachowawczych niby-drzewności?
Chociaż muszę przyznać, że w kontakcie z rozgrzanym powietrzem pachnidło robi się nieco gęstsze. Aczkolwiek niewystarczająco, żeby polepszyć "parametry użytkowe". :)
Na okazje, jakie tylko mu wymyślicie; bazowa bliskoskórność dodatkowo zwiększa szanse Jadab Eau Fine na bycie kolejnym nijakim, nudnym biurowcem.

Trwałość: nie za dobra, ponieważ najwyżej pięcio-, sześciogodzinna

Grupa olfaktoryczna: owocowo-drzewna (?)

Skład:

suszone i kandyzowane owoce, oud, akordy drzewne
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://www.maamatimanush.tv/articles.php?aid=767

2 komentarze:

  1. Ja testowałam obie wersje. Lżejsza jest, niespodzianka, lżejsza. Słodsza. Na mnie ułożyła się jak miąższ z suszonych owoców z oudem, ale bez pudru i pyłku jak u Ciebie. Nektar z kolei był topornym oudem.
    Obie wersje dość mało wyrafinowane, ale nie przeszkadzały mi, nosiły się dość wygodnie. Sample przekazałam jednak tacie, do którego oud łasi się jak mały kociak -- i na nim była to to chyba ta tak zwana pełna krasa. ;) Zwłaszcza Nektar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No patrz pani...! ;)) Czasami jednak lżejsza wersja okazuje się znacznie bardziej nośna i ekspansywna, niż cięższa (prawa fizyki nie kłamią: im więcej olejków, tym zapach trudniej odstaje od skóry). Tym razem perfumom zaszkodziło imo przede wszystkim spotkanie z moją skórą,która nie lubi zapachów lekkich i niewinnych. Osobiście wolałabym spotkać się z oudem, nawet topornym. :) Mam wrażenie, że na mnie mógłby zagrać podobnie, co na Twoim Tacie (wyjąwszy różnice hormonów i płci, rzecz jasna ;) ).

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )