piątek, 1 maja 2015

W makijażu nam do twarzy?

Gdyby Féminité du Bois Shiseido i Lutensa była chłopcem, pachniałaby jak zimne fiołki w lekkim, drzewnym pudrze.

Gdyby Fahrenheit Diora był dziewczynką, nie ekscytowałby się tak motoryzacją ale z czasem rozgrzewałby się na skórze i roztapiał w łagodnym, przyjacielskim uśmiechu [nie, żeby cokolwiek było tu opozycją wobec czegoś innego].

Gdyby kwestia makijażu w dzisiejszym świecie była dżenderowo neutralna, więcej ludzi z satysfakcją używałoby Lipstick Rose marki Editions de Parfums Frédéric Malle.

Gdyby wszystkie te pachnidła złączyć w jedno, powstałaby Girl, czyli efekt współpracy rapera i producenta muzycznego Pharrella Williamsa z marką Comme des Garçons.


Kanony urody to dziwna sprawa: niby wszyscy zdajemy sobie sprawę z ich płynności oraz względności, niby rozumiemy ich sztuczność, niby deklarujemy, że wolimy wydobywać spod nich czyjeś prawdziwe, naturalne piękno - a mimo to cały czas im ulegamy. Honorujemy je, ponieważ tak nam każe wieloletnie, nieprzerwane medialne opatrzenie połączone z naturalną ludzką chęcią bycia akceptowanymi i pełnoprawnymi członkami grupy (w tym przypadku: osób modnych i/lub niewyróżniających się z tłumu). Właściwie to nawet je lubimy. :)
Jednak kiedy czasem spojrzymy na ich ewolucję w ciągu lat, od razu rzuca się w oczy, że jednocześnie zmieniają wiele oraz zupełnie nic. A także: iż potężny wpływ na nie mogą wywierać kwestie teoretycznie tak odległe gazetowym działom "mody i urody", jak wielka polityka oraz religia.


No cóż, ostatecznie za wszystkie powyższe kwestie odpowiadają ludzie, z wszelkimi typowymi dla swego gatunku namiętnościami, lękami, ambicjami oraz kompleksami. ;) Że pozwolę sobie rzucić banałem. :P

Moim zdaniem Girl znakomicie wpisuje się w dyskusje nie tylko z feminizmem czy postrzeganiem społecznych ról płciowych w tle ale w ogóle opisujących kondycję naszej cywilizacji. W ambitny ale jednocześnie typowo popkulturowy, przystępny dla mas sposób zadając pytania o blaski i cienie nieprzerwanego dialogu Natury z Kulturą.
Bo przecież: czy makijaż i zmiany fryzury są niezbędne kobietom do życia w społeczeństwie i dlaczego? Czy korzystający z produktów do makijażu mężczyźni zasługują na potępienie, pochwałę czy obojętność i dlaczego? Co nam daje podążanie za modą? Jak i po co robić to w niesprzyjających okolicznościach?

Czy fakt "jak wyglądamy" może i powinien mieć jakikolwiek wpływ na to, "kim jesteśmy"?


W Girl rolę wątków tej żywej i trudnej dyskusji przejęły nuty zapachowe ostatnimi czasy odnajdywane równie często w perfumach dla kobiet i dla mężczyzn. Na przykład fiołek z irysem, które równie dobrze mogą być pudrowe, pastelowe i słodkie ale też bez wysiłku potrafią pachnieć benzyną, zmrożoną ziemią czy kompostem (a więc prawdziwi z nich twardziele ;) ). Albo cedr czy przyprawy: dodają wdzięku, ciepła tudzież jasności ale każdemu inaczej, w sposób zgodny z danym stereotypem płciowym.

"Męską", surową, eteryczną lawendę w omawianym zapachu usiłuje (acz bez większego powodzenia) równoważyć "kobiece", wdzięczne i uśmiechnięte neroli. I dopiero najgłębsza, najbardziej intymna baza jest prawdziwie dżenderowo neutralna, ciepła i łagodnie orientalna z delikatnym paczulowo-skórzano-cielesnym, piżmowym tłem; przypominająca, że mimo dzielących nas różnic wszyscy jesteśmy przedstawicielami jednego gatunku. [Czyli następny banał do kolekcji. ;P ]

Lecz sama nie czuję się w Girl komfortowo. Za dużo w nim chłodu, zimnej, fiołkowo-irysowej mazi, tak bardzo przypominającej mi wspomniane we wstępie Lipstick Rose Malle'a; chociaż w Dziewczynie nie znajdziemy ani jednego różanego płatka, od razu rozpoznałam tę charakterystyczną fiołkową, zimną mazistość rodem z zapachu dawno przeterminowanej pomadki do ust. ;) Zamiast niego pojawiają się ostre kanty i sucha nowoczesna paprociowość, symbolizowana przez lawendę, wetywerię oraz pieprz, zręcznie oparte na pylistym cedrze.
Choć całość prezentuje się interesująco, nie jest dla mnie. Za dużo tu znanej z mainstreamowych pólek ostatnich dwudziestu-pięćdziesięciu lat olfaktorycznej męskości. I wiedzcie, że doceniam ten zabieg, ową prowokacyjną grę nazwy z zawartością, piłkę rzuconą przez CdG oraz Williamsa na przeciwną stronę boiska utartych skojarzeń naszej cywilizacji; naprawdę sporo u mnie zyskali. Tyle tylko, że akurat ta wersja gry niespecjalnie mi pasuje.


Chociaż świetnie zdaje sobie sprawę z faktu, że Dziewczyna nosicielką podwójnego chromosomu X jest tylko z nazwy i że to bardzo dobrze, tak być miało, to jednak źle się czuję w przyszykowanym jej męskim kostiumie. A właściwie, żeby być ścisłą - w kostiumie męskiej polityki, męskich religii, męskich obsesji oraz fobii. Za dużo mężczyzny w tej Dziewczynie; nie chłopca a mężczyzny właśnie. Do tego niezbyt sympatycznego: sfrustrowanego, wiecznie zirytowanego, wystraszonego a więc agresywnego, marudnego, obrażonego, mającego pretensje. No po protu... do cna przeżartego stereotypem na temat własnej płci biologicznej i kulturowej. :] Usiłującego ułożyć cały świat zgodnie z własnym kaprysem, bez oglądania się na innych.

Trudno mi pisać o Girl, którą doceniam i nawet mogłabym polubić, gdyby nie jej ostentacyjna męskość - lub raczej typowe dla funkcjonujących w środowisku patriarchalnym kobiet pragnienie przypodobania się mężczyznom za każdą cenę ("Bo ja nie jestem jak inne"). Co według mnie jest znacznie bardziej smutne, niż inspirujące.
Lecz jednocześnie widzę humor, lekkość i dosyć paradoksalną niezależność bohaterki czy bohatera omawianego pachnidła, ich pragnienie życia na własnych zasadach w świecie, który niekoniecznie im to umożliwia. Chęć wykrojenia dla siebie jak największej strefy komfortu, stanowczego zaznaczenia własnej niezależności. Z ich perspektywy rozumiem szminkę czy puder idące pod rękę z suchą wetywerią, cedrem czy ziarenkami nieco zwietrzałego czarnego pieprzu; przecież tak naprawdę to im kibicuję!

Pomimo świadomości, że świat wcale nie jest doskonały i czasem trzeba nieźle nawalczyć się o coś, co powinniśmy obowiązkowo otrzymać, wytrwale trzymam kciuki za tych, którzy nie ustają w staraniach. Nawet, jeżeli nie zawsze mogą pozwolić sobie na komfort gry na własnych warunkach.
Dlatego właśnie robię sobie makijaż (czasem) i głosuję na tzw. mniejsze zło (też czasem).

Dlatego rozumiem Girl i szanuję jej decyzje, chociaż nie do końca się z nią zgadzam.


Rok produkcji i nos: 2014, Antoine Lie we współpracy z Christianem Astuguevieille

Przeznaczenie: "woda perfumowana dla dziewcząt i chłopców", jak głosi slogan reklamowy, czyli najzwyklejszy w świecie uniseks. ;) Tyle tylko, że z przechyłem w męską stronę. Jednocześnie trzyma się bardzo blisko ciała, z czasem dosłownie wtapiając w skórę uperfumowanej osoby, co znacznie osłabia jej czysto użytkowe parametry; o silnej projekcji możemy zapomnieć. Można zatem wysnuć wniosek, że Girl będzie znakomicie pasować do takich okazji, kiedy zależy nam za zachowaniu olfaktorycznej dyskrecji.
Dosyć niestandardowa, nie każdemu przypadająca do gustu, więc pod żadnym pozorem nie klikajcie jej w ciemno! Najpierw próbka lub próbki i testy, jak należy. ;)

Trwałość: mocno średnia, od trzech czy czterech godzin w zimnym powietrzu do nieco ponad sześciu w rozgrzanym.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna

Skład:

Nuta głowy: neroli, lawenda, biały (?) pieprz
Nuta serca: styraks, irys, fiołek
Nuta bazy: drewno cedrowe, drewno sandałowe, wetyweria, paczuli, (piżmo)
___
Dziś noszę 21 od Costume National.

P.S.
Zaprezentowane filmiki to część projektu Cut.com pt. Sto lat piękna, przedstawiającego zmieniające się standardy kobiecej urody na przestrzeni ostatnich dekad. 
Jeżeli kogoś z Was zainteresował ten temat, proponuję obejrzeć jeszcze, jak w różnych epokach historycznych rozumiano termin "piękna kobieta" oraz jak współcześnie interpretuje się termin "piękny mężczyzna" w różnych miejscach świata. Zresztą ostatni z podlinkowanych filmów dobitnie udowadnia, że w kwestii równouprawnienia płci rzeczywiście nam coś ruszyło do przodu: przecież dziś kobiety mogą (i robią to) spoglądać na męskie ciało w sposób identyczny, jak dotychczas mężczyźni patrzyli na nas. Co prawda cały czas jest to uprzedmiotowienie drugiej osoby ale przynajmniej wyraźnie widać, że coś naprawdę się zmieniło. :) Powolutku.

2 komentarze:

  1. Interesuję się modą, odkąd pamiętam. Nie jakoś z szaleńczym zapałem, ale staram się śledzić tę działkę. Całkiem niedawno zdałam sobie sprawę, że mimo to, od dobrych 10 lat mam tę samą fryzurę, nie maluję się - jeśli nie muszę, kolejne oprawki okularów wybieram prawie identyczne, a moja szafa to w większości nudna klasyka. Może to mój sposób, żeby to jaka jestem ja dominowało nad moim wyglądem, niż odwrotnie, nie wiem. Dziwna sprawa z tą modą. :) Zresztą, wielu projektantów odziewa się w swoje mundurki, niejako dystansując się od mody.

    A Girl nie miałam okazji wąchać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że mam bardzo podobnie? Moda to naprawdę fascynujący temat, który od ładnych paru lat staram się zgłębiać (śmiem twierdzić, że wiem na jej temat więcej niż niejedna szafiarka, szczególnie z tych nastawionych tylko na kasę, nie-pasjonatek) ale jednocześnie sama nie jestem jej jakoś szczególnie oddana. Lepiej mieć własny styl, niż ślepo podążać za modą. :)
      Jednak Twoje wytłumaczenie również bardzo mi się podoba. Chyba nawet bardziej, niż moje. ;)
      Projektanci, imo, też wola mieć styl niż być wieszakami dla własnych świeżych pomysłów. ;) Od tego mają modeli i modelki, że o celebrytach tylko wspomnę.

      Girl to nie jest na szczęście zapach, który należy poznawać natychmiast i "nie ma, że nie ma". Kiedyś, przy okazji. :)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )