niedziela, 3 maja 2015

Kwiaty i ludzie

Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę z faktu, że cyfrowe aparaty fotograficzne to samo zło. Kiedy dwadzieścia lat temu wybieraliśmy się na wakacje, obóz, zieloną szkołę czy cokolwiek innego poza domem, zabieraliśmy ze sobą dwie, trzy albo cztery [w zależności od długości pobytu oraz przewidywanej atrakcyjności miejsca docelowego ;) ] fotograficzne klisze 36-cio klatkowe i tak staraliśmy się nimi gospodarować, żeby wystarczyły do końca naszego wyjazdu. ;)
Dziś mamy prawie-profesjonalne aparaty cyfrowe oraz karty pamięci z terabajtami wolnego miejsca do zapisania fotkami naszych butów, każdego kwiatka, detalu architektonicznego, stu min na minutę robionych przez współtowarzyszy podróży, największej atrakcji turystycznej w tysiącach zbliżeń oraz każdziutkiego zjedzonego posiłku. :]

Dlatego sama, podróżując blisko domu, postanowiłam narzucić sobie ograniczenie w postaci niezabierania niczego poza telefonem komórkowym z wyjątkowo podłym (jak na dzisiejsze warunki...) aparatem fotograficznym. Szkoda tylko, że nauczyłam się zapisywać zdjęcia bezpośrednio w pamięci dodatkowej... ;)
No ale trudno. :) Nie o swoich zmaganiach z obsesją fotografowania miałam Wam dziś opowiedzieć, tylko o tym, co robiłam wczoraj, gdzie byłam oraz co wąchałam.


Wszystko jasne. :D
XXVII Festiwal Kwiatów i Sztuki w wałbrzyskim Zamku Książ po raz kolejny skusił mnie do złożenia wizyty w tym niezwykłym, klimatycznym zamczysku-pałacu [architektonicznie budowla jest i jednym, i drugim]. Zapragnęłam nacieszyć swoje oko feerią barw fantastycznych kompozycji kwiatowych, ich bogatym zapachem oraz czysto estetyczną przyjemnością, jaką daje możliwość obejrzenia kwiatowych rzeźb w bajecznych, zrekonstruowanych pałacowych wnętrzach.


Rzecz jasna okazało się, że nawet pomimo wczesnej godziny odwiedzin Książa, na ten sam pomysł co ja wpadło jakieś dziesięć tysięcy osób. ;]





Oprócz tłumów i kwiatów pojawił się jeszcze jeden motyw przewodni całej imprezy, o którym wspomnę później. Na razie napiszę tylko tyle, że jego dyskretniejszą i bardziej inteligentną formą okazało się wypożyczenie pojazdów z epoki prosto z rozkochanego w motoryzacji w stylu vintage podwrocławskiego Zamku Topacz.

Czy są na sali jacyś przyszli nowożeńcy? ;)

Później jednak daliśmy sobie spokój z powozami i automobilami, wstępując w grube (ale duszne z powodu tłoku) mury zamku, gdzie najważniejszymi bohaterami imprezy były oczywiście...


 Kwiaty

 Ułożone w mniej lub bardziej ekscentryczne aranżacje, ciekawiły oraz wywoływały komentarze zwiedzających:



Oprócz nich tegoroczna edycja imprezy kusiła miłośników ogrodnictwa w stylu japońskim a dokładniej: szlachetnej sztuki formowania bonsai. Szczerze podziwiam ludzi zajmujących się tym zawodowo lub hobbystycznie - mnie by zabrakło cierpliwości do tak żmudnej, systematycznej pracy.





Pokaz formowania bonsai, akurat tego dnia prowadzony przez specjalistów z Polski, Czech i Niemiec. Na fotografii ekipa niemiecka.

Lecz inne aranżacje, już typowo kwiatowe, szybko okazały się równie ciekawe. :) 

Jak te konkursowe [pierwszego dnia Festiwalu odbył konkurs dla florystów]:







Ponawiam pytanie: czy jest na sali jakaś panna młoda? ;)

Kwiaty w Książu stały dosłownie wszędzie: w oknie...


...oraz za oknem. :)



Dla mnie jednak dużo ciekawsze okazały się aranżacje "wtopione" w odnowione zabytkowe komnaty.

Czy Wy również, wchodząc do kolejnych zabytkowych pomieszczeń, zawsze najpierw spoglądacie na sufit? ;)

Zestawienie kwiatów z elegancją z przeszłości zazwyczaj wyglądało bardzo udanie:





...ale czasem niestety prowokowało niewybredne komentarze. Styropianowe podstawki miały chyba stanowić humorystyczny albo prowokacyjny kontrapunkt ale większości zwiedzających kojarzyły się raczej z prowizorką i niechlujnością. Szkoda, bo przy trochę innym pomyśle mogło to wyglądać przynajmniej ciekawie.




Na szczęście większość stylizacji okazała się zupełnie w porządku:

Ponawiam pytanie o pannę młodą! :D









Później nadeszła pora na perłę książańskiego zamku, prześliczną barokową Salę Maksymiliana:








Sztuka

Gdzieś pomiędzy kolejnymi ukwieconym komnatami wraz z kilkudziesięcioma innymi osobami poszukałam wytchnienia w luźniejszych salach wystawowych, gdzie od kilkunastu lat prezentowane są obrazy twórców współczesnych, historycznych, krajowych i zagranicznych. :)


Akurat teraz trafił nam się taki oto artysta.


Dzika świnia i jej sen bagienny
Upadek

Obecność
Drzewo życia
Dzieciństwo moje
Poruszenie


Ogrody

Kolejnym punktem zwiedzania Książa są zazwyczaj ogrody. :) Tym razem nie mogło być inaczej.


Namiot rozstawiła przejezdna elfia handlarka (poważnie, dziewczyna miała doprawiane plastikowe uszy).



Zwiedzając w takim tłumie nietrudno stracić głowę. ;)


Stefcia Rudecka pozdrawia! ;)

Olbrzym z Fürstenstein

W książańskich ogrodach można znaleźć pewne metalowe, pancerne drzwi. Nie prowadzą one jednak do ich [czyli ogrodów ;) ] sekretnej, ukrytej za murem części ale... z powrotem do zamku. A wiążą się z pewną do dziś niewyjaśnioną tajemnicą.
Otóż wcale nie tak dawno temu żyła sobie pewna rodzina...


Niemiecki tato-książę, nieszczęśliwa angielska mama, ich trzech synów oraz kilkuset służących. ;) Choć byli niezwykle bogaci oraz obrzydliwie błękitnokrwiści ich życie wcale nie miało bajkowego przebiegu. Narastały konflikty, z czasem rodzice przestali być małżeństwem, tato ożenił się po raz kolejny, przy okazji odcinając matkę od jej dzieci, które zresztą w międzyczasie dorosły i zaczęły prowadzić własne życie.

Dość powiedzieć, że kiedy ich kraj z radością oddał się we władzę opętanego rasowo-militarystyczną obsesją pana z wąsikiem oraz jego kumpli, tato zaczął się miotać między Polską a zachodem Europy, podobnie jak jego najstarszy syn, którego początek  drugiej wojny światowej zastał w Wielkiej Brytanii (tam po okresie internowania na ochotnika wstąpił do wojska). Średni syn przyjął polskie obywatelstwo i jako żołnierz w Armii Andersa walczył na Bliskim Wschodzie i pod Monte Cassino oraz był adiutantem ochroniarzem generała Sikorskiego. Najmłodszy natomiast już nie żył, wykończony przez gestapo oraz zawiłości życia rodzinnego [ale tutaj sam był sobie winien; nie trzeba było romansować z macochą ani się z nią żenić].
W Trzeciej Rzeszy wciąż mieszkała tylko matka, w tym czasie już starsza, schorowana i cierpiąca niedostatek, ponieważ to właśnie na niej nazistowski rząd postanowił zemścić się za polityczną "zniewagę" ze strony jej zdradzieckich dzieci. Tu zresztą umarła pod koniec wojny, opuszczona przez prawie wszystkich niegdysiejsza dobra księżna; miejsce spoczynku jej doczesnych szczątków do dziś nie jest pewne.

Tymczasem podwałbrzyskie dobra rodziny przejął nazistowski skarb państwa, teoretycznie za długi. Po przejęciu zaś... zaczął kuć. Ryć w bazalcie, na którym od średniowiecza stoi niegdysiejsza warownia, z czasem zmieniona w ogromna i luksusowa arystokratyczną rezydencję. Bez cienia sentymentu zniszczono pierwotny układ większości pomieszczeń a w skale pod zamkiem, rzecz jasna rękami więźniów lokalnego obozu koncentracyjnego, z mozołem zaczęto wykuwać prawdziwy labirynt.
Po co? Dla kogo?


Czy miała to być kolejna prywatna kwatera Hitlera ze schronem na okoliczność zagrożenia aliancką bombą atomową? Na to wskazywałby fakt, że podczas barbarzyńskiej przebudowy nie zniszczono najokazalszych, barokowych sal zamku, w których mógłby zamieszkać tylko ktoś szczególny.
A może wprost przeciwnie: może pod zamkiem miał powstać obiekt do prac nad wzbogacaniem uranu, którego - zupełnym przypadkiem - w okolicy nie brakuje, z czego naziści korzystali już od kilku lat?


Bądź zwykła fabryka zbrojeniowa, przeniesiona z któregoś z wielkich, bombardowanych przez aliantów miast? Z tym, że ukryta pod ziemią, aby nie sposób było wypatrzyć jej z żadnego wrogiego samolotu? Lub po prostu kolejny przykład paranoi systemu totalitarnego, owładniętego obsesją gigantomanii i tajemnicy za wszelką cenę?
Tego chyba nie dowiemy się już nigdy. Jeżeli opuszczający Dolny Śląsk Niemcy zostawili po sobie jakiekolwiek dokumenty lub wiarygodnych świadków, mogących wyjaśnić celowość tworzenia podziemnego kompleksu o znaczącej nazwie Riese (czyli "olbrzym"), wcześniej przed polskimi władzami dopadła ich Armia Czerwona.
A Sowieci i ich spadkobiercy, jak wiadomo, do dziś kurczowo trzymają w garści tajemnice własne oraz cudze... :]


Może ktoś coś odczyta... ;)

W każdym razie, z opisanej perspektywy, nikogo już nie powinna zdziwić obecność w zamkowych ogrodach panów w takich oto, gustownych wdziankach. ;> [Hugo Boss byłby dumny! ;P ]


Mydło i powidło

Wspominałam, że oprócz kwiatów i tłumu zwiedzających, przez cały mój pobyt na terenie Zamku Książ przewijał się jeszcze jeden temat przewodni. Było nim - zaskakująco i boleśnie - jedno wielkie targowisko, w które zmieniono nie tylko drogę ku zamkowi czy teren podzamcza ale również korytarze i komnaty.
Był to naprawdę przykry widok, który w niewielkiej części rekompensowała świadomość, dlaczego tak się dzieje.
Otóż moi Drodzy, Książ nie posiada żadnych dotacji; z Ministerstwa Kultury, z Unii, żadnych. Dlatego zmuszony jest sam zarobić na własne utrzymanie. A czy jest na to lepszy termin, niż dni, kiedy przewija się przezeń kilkaset tysięcy gości?

Właśnie dlatego na terenie zabytku można było obejrzeć i zakupić akcesoria związane z trwającą imprezą...





...pamiątki oraz dzieła sztuki...




...coś praktycznego...



...mniej lub bardziej absurdalne pierdółki...






...a nawet, co najsmutniejsze, towary wyczerpujące znamiona przestępstwa.




Dwie ostatnie fotografie przedstawiają coś pachnącego wyjątkowo brzydko, w przenośni i dosłownie. Kiedy to zobaczyłam było mi wstyd i wymieniłam kilka ostrych zdań ze sprzedawcą. Właściwie wciąż zastanawiam się, czy nie nawiązać kontaktu z przedstawicielem Zamku i zapytać, dlaczego nie brzydzą się zarabiać na oszustwie i złodziejstwie.
Mam szczerą nadzieję, że ze strony Książa jest to zwykła ignorancja.


Tłumy

W każdym razie tym, co skutecznie powstrzymało mnie przed zrobieniem karczemnej awantury na miejscu zdarzenia był tłum, wciąż i wciąż napierający mi na plecy i przeciskający się skądś dokądś. Ilość ludzi krążących po Książu około południa była wprost ogromna!




Chciałam zrobić selfie. Popchnięto mnie. Spójrzcie na minę obserwującego mnie chłopaka z balonem! ^^



I... już czas wracać! :) Jeszcze tylko spacer wzdłuż murów zamku...


Pamiętacie kolor pałacowego frontu? ;)
Ta kózka wyraźnie czegoś ode mnie chciała. :) Miała do dyspozycji kilkanaście osób a wybrała akurat mnie.

...spacer po otaczającym zamek parku i kawałku Książańskiego Parku Krajobrazowego...



...obowiązkowe stawienie się w parkowym punkcie widokowym...


...i już można opuszczać zamkowe progi. :)



To była ciekawa, niemal całodniowa wyprawa. Bardzo lubię Książ, nawet kiedy straszy tłumami oraz postawą "kup pan cegłę".
Mimo to jednak następna wizyta będzie miała miejsce poza sezonem, w dzień roboczy, przed południem. Inaczej sobie jej nie wyobrażam. ;)
___
Dziś noszę Oud Royal od Armaniego.

P.S.
Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa.

4 komentarze:

  1. Czytam patrzę, myślę piękne miejsce, a tu zonk! podróby, usmiech opadł. Po co i na co to?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla kasy. :/ Szkoda tylko, ze osoba zajmująca się wynajmowaniem powierzchni zamku drobnym handlarzom tak pokpiła sprawę. Ciekawe, że części pozyskane ze skradzionych aut i papierosy bez akcyzy też pozwoliliby sprzedawać? ;P

      Usuń
  2. Panna Młoda -- czerwcowa wprawdzie -- obecna, podnoszę łapkę. Piękne te sukienki, zwłaszcza druga. Przypomina mi moją "ulubioną" suknię tj. tę od Galliano, w której na swym ślubie wystąpiła Kate Moss.

    Byłam na zamku niedawno, w marcu. Żałowałam, że nie wzięłam aparatu, bo było mało zwiedzających i spokojnie można byłoby uwiecznić kilka naprawdę uroczych zakątków, a tak to pstryknęłam tylko kilka zdjęć telefonem.

    Podróbkowo zwaliło mnie z nóg. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, czyli już w przyszłym miesiącu? Gratulacje! :D Druga sukienka nawet spoko ale mnie chodziło raczej o kwiaty. ;) W ogóle szkoda, że nie było więcej wianków, bo panny młode w wiankach wyglądają bardzo stylowo oraz niebanalnie (i nie trzeba już przytraczać sobie do fryzury żadnej ekstra firanki ;P (tych nie znoszę)).
      Właśnie sobie wyguglałam suknię ślubną Kate Moss. Rzeczywiście bardzo sympatyczna! :)

      Oj, być tam bez aparatu to jak bez ręki (w ogóle po Dolnym Śląsku ie ma co jeździć bez żadnego "zapisywacza" miejsc czy zdarzeń imo. Miałaś naprawdę komfotowe warunki zwiedzania, tylko pozazdrościć. :)

      A podróbki... no cóż. Jak napisałam Kacprowi powyżej: ciekawe, czy stoisko pasera lub przemytnika też by u siebie zaklepali? ;]

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )