czwartek, 10 kwietnia 2014

Wsi spokojna, wsi wesoła...

Wyjątkowo cytat z tytułu użyty został nie w sposób prześmiewczy ale zgodnie z intencjami autora. ;)
Wszystko dlatego, że przyszło mi opisać perfumy, które aż proszą się o sielski, harmonijny i jasny entourage, o ciepło rodzinnego stołu oraz bezpieczną przygodę pod dyskretnym choć czujnym spojrzeniem kochających oczu: Benevolence marki House of Sillage.

Przecież "benevolence" znaczy "dobroć".


Tej trudno było mi w omawianym pachnidle nie wyczuć, tak ciepłe, przytulne i urokliwe się wydają. Stuprocentowy, bardzo kobiecy comfort scent, zapach swoją ślicznością wprawiający w błogość. Jego wdzięk oraz intensywnie letni sznyt są niezaprzeczalne, wyraźnie czuję też rodziną harmonię.

Do tego stopnia, że wyjątkowo bardzo przypadł mi do gustu marketingowy uberpoetycki opis mieszanki ze strony jej producenta: "dar, przyobleczony w obietnicę podróży tam, gdzie święta istota miłości staje się źródłem nieśmiertelności".
W rzeczy samej, tak :)

Jednak tym razem nie chodzi o romantyczną miłość o podłożu erotycznym ale o silną, choć niejednokrotnie bardzo trudną, więź łączącą członków jednej rodziny. O "istotę miłości" oraz "źródło nieśmiertelności" interpretowane bardziej dosłownie, przez pryzmat nauki odczuwania a także ciągłość linii genetycznej oraz dziedzictwa (kulturalnego i materialnego) tej szczególnej grupy ludzi.


Czy dlatego Benevolence okazuje się dla mnie interpretacją prostych, całkowicie nie-egzotycznych doświadczeń budujących nasze wspomnienia na wiele lat do przodu? W rodzaju stereotypowych wakacji u dziadków czy wujostwa na wsi lub, jeszcze bardziej banalnego, obiadu u babci?
Chwil i doświadczeń, od których próżno oczekiwać Wyprawy w Nieznane lub odważnego łamania kulinarnego tabu ale za to systematycznie tworzących i utwierdzających w nas kapitał społeczny, kulturowy czy emocjonalny. Prostoty i swojskości mającej rzadki dar uśmierzania duchowych ran.

Tak.. myślę, że to właśnie z ich powodu tak dobrze mi w  Benevolence, tej ciepłej, miodowej odzie do kwiatu pomarańczy. Rozpoczynającej się charakterystycznie cyjankowym, jasnym migdałowym pyłkiem, od pierwszej chwili dosłodzonym suchą wanilią i wyostrzonym niezbyt donośnymi akordami rozgrzewających przypraw (wyczuwam anyż, odrobinkę cynamonu oraz coś w stylu ziela angielskiego), by już po kilku minutach rozwinąć się w piękny, odurzający aromatem i oślepiający bielą bukiet pomarańczowego kwiecia w typie Amarige od Givenchy. Słodycz i ciepło elementów przyprawowych szybko łączą się z rozgrzewającą energią kwiatu pomarańczy, tylko podkreślając jego wibrujący niczym gorące powietrze hedonistyczny aspekt.
Jednak nie dane nam będzie usnąć w cieniu kwiatów podczas sjesty, bez trosk ni obowiązków, ponieważ główny bohater nawet opowieści bez zbędnego ociągania przeistacza się w woń znacznie bardziej żywą i pobudzającą. Pojawia się mały letni chochlik. ;)


Tu śmiało poczyna sobie neroli, podbijające akordy przypraw i wynoszące ku górze mleczne soki z wnętrza gorzkich migdałów, które - w zestawieniu z tą najbardziej odświeżającą wersją kwiatów pomarańczy - szybko zmieniają się w coś, co bardzo przypomina naturalny olejek lawendowy, w ilości kilku kropel wylany na wodę pomarańczową.

Właściwie to w tym przypadku neroli przypomina mi już raczej eau de brouts, czyli zielony, suchy i efekt uboczny produkcji olejku petigranowego. Swoją energią, jasnością i optymizmem przypomina mi Orangers en Fleurs marki Houbigant czy Neroli Portofino Toma Forda, bezpretensjonalne nerolowe opowieści mające za zadanie przede wszystkim cieszyć. :) [Aż dziw, że kwiaty neroli nie są żółte jako te mniszki w wianku dziewczynki na powyższej ilustracji. ;) ] Cieszy zatem i Benevolence, mieszanką migdałów, neroli, lawendy oraz szczypty ciepłych przypraw, nie tylko otulająca szczelnie ludzkie ciało i niosąca się po otoczeniu w śmiałej chmurze ale również... kojarząca się z nęcącym zapachem akacji, mimozy, czeremchy oraz kwiatu lipy! Mamy więc najprawdziwsze złociste, lato. :) Ani zbyt gorące, ani chłodne. Z czasem coraz słodsze, wyraźnie białopoiżmowo-waniliowe z delikatną nerolowo-lawendową poświatą. W sam raz.

Na zabawę i lenistwo, na wyprawy z miejscowymi dzieciakami oraz pomoc krewnym w ich codziennych obowiązkach, na beztroską radość oraz tę odrobinę tęsknoty za światem chwilowo pozostawionym gdzieś daleko za nami.. Na jagody zbierane w pobliskim lesie, na rybę upieczoną w liściach łopianu pod żarem ogniska a także na babcine obiady, tak bezpieczne, wypróbowane i nieskończenie dobre, jak sama Babcia. :) [Jednak żeby nie było, że generalizuję: babcie są oczywiście różne, szczególnie w naszych czasach, lecz spora większość z nich (podobnie, jak dziadkowie) charakteryzuje się mnóstwem ciepłych uczuć wobec własnych wnucząt i prawnucząt. No i każda ma w zanadrzu jakieś popisowe danie, którym chętnie uraczy ulubionych członków rodziny. :) Akurat ta prawidłowość zdaje się dotyczyć babć z całego świata: TUTAJ znajdziecie link do świetnego projektu fotograficznego na temat].
Oto prawdziwa esencja Dobroci.


Rok produkcji i nos: 2012, Francis Camail
[czyli twórca m. in. cytrusowego Eau d'Hadrien marki Annick Goutal czy lipowo-mimozowego Eau de Noho od Bond No. 9. Najwyraźniej ma on świetną rękę do podobnych klimatów! :) ]

Przeznaczenie: zapach stworzony dla kobiet ale nie sądzę, żeby testy były w stanie wyrządzić krzywdę jakiemukolwiek mężczyźnie. :> Tworzy on wokół ciała gęstą, wyraźnie wyczuwalną aurę a nawet ścisły ale silny ślad; oczywiście w miarę upływu czasu coraz silniej wtula się w skórę i traci na wyrazistości.
Na dosłownie wszystkie okazje: dzienne oraz wieczorowe, letnie i zimowe. Jak Wam się podoba! :)

Trwałość: w granicach pięciu-ośmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-kwiatowa (oraz waniliowa)

Skład:

Nuta głowy: gorzkie migdały, anyż, bergamotka
Nuta serca: kwiat pomarańczy, neroli, jaśmin, lawenda
Nuta bazy: wanilia, białe piżmo
___
Dziś Jaish marki Rasasi.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.portel.pl/artykul.php3?i=37573
2. http://www.koziababa.pl/index.php?p=1_60_wakacje
3. http://kobieta.onet.pl/dziecko/nastolatki/bezpieczne-wakacje-na-wsi/df480

4 komentarze:

  1. House of Silage ma tak charakterystyczne, piękne flakoniki, że samo patrzenie na nie powoduje radość. A ten zapach szczególnie musi być radosny, skoro przywołuje takie sielskie skojarzenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Flakony akurat nie za bardzo trafiają w mój gust ale potrafię docenić ich stylistykę. Ten konkretny zapach jest nie tyle radosny, co melancholijny w radosnym stylu, jeżeli rozumiesz, co chcę powiedzieć. ;)

      Usuń
    2. Melancholia w radosnym stylu kojarzy mi się np. z ostatnim dniem wakacji - popadam w nastrój melancholijny z uwagi na kończącą się przygodę jednocześnie ciesząc się, że dane mi było ją przeżyć. Więc nie wiem czy mamy to samo na myśli :)

      Usuń
    3. Do pewnego stopnia na pewno myślimy o tym samym, tylko u mnie pojawia się więcej nostalgii, bo wspominasz przygodę z perspektywy at i wszystkich doświadczeń, które od jej zakończenia zdobyłaś. Tak w ogromnym skrócie. :)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )