czwartek, 9 kwietnia 2015

Wiosenne zielenie

Ponieważ zbliża się połowa kwietnia śmiało można powiedzieć, że wiosna zawitała do Polski już całkowicie, nieodwołalnie i bezsprzecznie [nie pamiętamy o wielkanocnych śnieżycach, skoro te topniały wkrótce po opadzie ;) ]. A wraz z nimi czas niebanalnych, zielonych perfum. :D Takich, jak dzieła zamieszkałej w Paryżu japońskiej perfumiarki nazwiskiem Miya Shinma, w Polsce do kupienia za pośrednictwem ostrowsko-mazowieckiej perfumerii La Selection, od której otrzymałam próbkowy przekrój dokonań marki.
Swoją drogą, o Miyi Shinmie i jej twórczości może zrobić się głośno dopiero teraz, po tegorocznych targach Esxence, więc tutaj spokojnie mogę pohipstrzyć ich znajomością, before it was cool. ;)

Z całego zestawu moje serce najżywiej zareagowało na dwie mieszanki, Hinoki oraz Feuillage vert. O nich dziś kilka zdań.


Najbardziej zdumiała mnie nieoczekiwania słabość ku Feuillage vert, czyli Zielonemu listowiu. :) Które oprócz bycia tytułową florą okazuje się lekkim, soczystym, prawdziwie wiosenno-letnim świeżakiem. Ludzie, co się ze mną dzieje??? ;>

Pachnidło rozpoczyna się złocistym i aż błyszczącym słonecznym promieniem z cytrusów oraz kruchej, ozonicznej zieleni, seledynu właściwie. Te pierwsze oczywiście szybko znikając, pozwalając młodej zieleni rozplenić się i rozciągnąć witki na całą szerokość olfaktorycznej ramy, trysnąć sokami, umaić niekulinarną słodyczą kwitnących drzew (owocowych ale i na przykład magnolii).
Z czasem w zielone listki zakrada się cień, ozonowe kwiaty i soki stopniowo pozwalają ogrzać się szczyptą eugenolowego kardamonu i zdrewnieć w jasne, twarde ale wciąż elastyczne gałązki. Tutaj pojawia się drewno cedrowe oraz nęcąca, charakterystyczna korzenno-świeża woń kwiatu dzikiej róży - oba składniki suche i żywe jednocześnie; zdecydowanie jasne, chociaż już w tak dosłowny sposób, jak otwarcie Feuillage vert. Jednak im dłużej przebywają na ludzkiej skórze, tym cieplejsze, głębsze i stereotypowo "wieczorowe" się stają: więcej kardamonu i kilka ziarenek kolendry, charakterystyczna zieleń pojedynczego ziarenka pieprzu syczuańskiego, abstrakcyjne, drewniane sploty cedru z różą i/lub kaszmeranem to sedno głębokiej bazy mieszaniny.

Zielone listowie nie ma szokować, zdumiewać ani zadawać pytań; ma nas za to cieszyć swoją radosna, prostolinijną naturą. Taki to przesympatyczny zapach - bez ideologii ale za to z duszą, łagodną i nieuleczalnie optymistyczną. :)
Dla każdego. Na co dzień i od święta. Tak po prostu.


O ile pierwsza z kompozycji nie ma dosłownie nic do ukrycia, to już Hinoki lubi zgrywać tajemniczego, może nawet mrocznego twardziela. ;) Lecz niech Was nie zwiedzie ten kostium, skądinąd nieszczególnie dopasowany ani wygodny: owej domniemanej smaganej wiatrami dzikości najmilej jest w cieple ludzkiego domowego ogniska [względnie na tarasie, werandzie, patio etc. ;) ], gdzie ta jego srogość może wydawać się wyrazista ale w istocie nie starczyłoby jej nawet na całodniowa wycieczkę w góry a co dopiero mówić o samodzielnym życiu na nieskalanym łonie natury! :]

Prawda jest taka, że Hinoki jest trochę jak nastolatek ze świata zachodniego (ale nie tylko), eksperymentujący z różnymi sposobami wyrażenia własnej męskości i w tej chwili z zapałem przymierzający kostium maczo. Musi minąć trochę czasu, aby poszedł po rozum do głowy i zrozumiał, że z jego serdeczną, pogodną naturą nijak mu do tępych osiłków z osiedlowej siłki.

W nudnym, niepoetyckim języku perfumowej chemii oznacza to tyle, że Hinoki eksploruje te same tematy perfumowe, co seria He Wood od Dsquared², nieodżałowane Rush for Men marki Gucci, Bleu de ChanelMercedes-Benz a nawet Aqua pour Homme od Bulgari. Jasna drzewność ogrzana nutami korzennymi a wychodząca bezpośrednioz chłodu cytrusów i nut wodnych aż po ciepłą, musującą słodycz w bazie [to musowanie wynika z gry akordów drzewnych z tonką i jasnymi piżmami].
Wcześniej jednak wyczuwam nawet, nieujęte w spisach nut, przejmująco zimne liście fiołka i poranną rosę, przemykające cichaczem gdzieś pomiędzy otwierającym woń kontrastem kardamonowego gorąca z bergamotkowym, miękkim chłodem. Później mieszanina ewoluuje w stronę dalekowschodniego lasu, gdzieś pomiędzy cedry i cyprysy, by w bazie pozwolić się osłodzić, i pozornie ocieplić laboratoryjnymi woniami teoretycznie odzwierzęcymi, chemicznymi widmami piżma i ambry.

To wszystko nie przypadłoby mi do gustu tak bardzo, gdybym nie wyczuła w pachnidle sztuczności - co już samo w sobie jest paradoksalne - jakiejś teatralizacji, gniewnych spojrzeń młodziutkich oczu, prężenia skromnych jeszcze mięśni czy stroszenia lichego wąsika. Dopiero z nimi Hinoki rozczula i pozwala mi na swobodne, przyjemne testowanie.
Obserwowanie nastolatków [płci obojga], których dorosłość wykluwa się w prawdziwych bólach to naprawdę fascynujące zajęcie! :)



Rok produkcji i nos: po 1998, Miya Shinma

Przeznaczenie: zapach stworzony jako uniseks, bardzo prosty i przyjemny w użytkowaniu, tworzący wokół uperfumowanej osoby skromną ale żywą, wibrującą aurę. Szkoda tylko, że zbyt szybko opadającą na skórę.
Jak napisałam w tekście opinii, Listowie znakomicie nadaje się na wszystkie okazje, pory dnia oraz nocy, nie wadząc w niczym nikomu.

Trwałość: zdumiewająco dobra, ponieważ około dziesięciogodzinna, nie licząc paru dalszych zanikania.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-świeża (oraz kwiatowa)

Skład:

Nuta głowy: bergamotka oraz inne cytrusy, kardamon
Nuta serca: bambus, róża
Nuta bazy: płatki białych kwiatów, drewno cedrowe, białe piżmo, kaszmeran



Rok produkcji i nos: po 1998, Miya Shinma

Przeznaczenie: teoretycznie również uniseks, chociaż bodaj wszyscy jego perfumowi kuzyni w selektywnych perfumeriach konsekwentnie ustawiają się na męskich półkach. Jednak mamy to szczęście, że kobietom w dziedzinie zapachów wolno wszystko! ;D
Mieszanka wyrazistsza aniżeli Feuillage vert, w początkowych kwadransach po aplikacji skłonna zostawiać po sobie wyraźny, zamaszysty ślad (jakkolwiek niezbyt długi), by dopiero później otoczyć ludzkiego żywiciela gęstym kokonem. Może to oznaczać, że Hinoki nadaje się przede wszystkim na okazje mniej formalne albo wieczorowe, kiedy to nie boimy się pachnieć głośniej - jednak na męskiej skórze perfumy mogą okazać się bardziej dyskretne (jeszcze nie testowałam).
Więc, moi Drodzy, przed ewentualnym zakupem jak zwykle należy poświęcić kilka dni na testy. :)

Trwałość: około dwunasty-piętnastu godzin wyraźnej obecności na ciele

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna (oraz świeża)

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, mandarynka
Nuta serca: japoński cyprys, (liście fiołka)
Nuta bazy: bób tonka, ambra, piżmo, (drewno cedrowe)

___
Dziś noszę Mehrab Attar od Rasasi.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.wallcoo.net/2560x1600/2560x1600_widescreen_wallpapers_greenleaves/html/wallpaper35.html
2. http://bonsaibark.com/2012/11/11/finally-a-very-good-start/

6 komentarzy:

  1. Feuillage vert bardzo do mnie przemawia: od spisu nut, po przepiękny minimalistyczny rysunek na buteleczce. Czy przypomina on jakiś mniej hipsterski zapach? ;) Bo atmosferą, choć nie nutami, kojarzy mi się trochę z białą Omnią (edt) Bvlgari.

    Weszłam na stronę producenta i zaciekawiły mnie też Sakura (tak, powiew wiosny) i Yuki. Jeszcze nie poznałam zapachu, który dobrze oddawałby moim zdaniem śnieg. Np. Teint de Neige Lorenzo Villoresi jest dla mnie o wiele zbyt pudrowy, by być faktycznie "śnieżny". :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle rysunki na buteleczkach wszystkich zapachów marki bardzo przypadły i do gustu; ciekawy pomysł (aż mnie korci, żeby Cię podpuścić do testów i zrecenzowania po to, żeby zobaczyć jak Ty je zinterpretujesz ;) ).
      Mniej hipsterski, powiadasz? Klimatem na pewno to będzie Omnia Crystalline, może jeszcze coś pomiędzy Pure Verbena Donny Karan (otwarcie) a zielono-wodno-świeżymi kompozycjami Kenzo (trudno mi dokładnie określić, którymi właściwie; teraz intuicyjnie obstawiam coś pomiędzy damskim l'Eau par K. a 10:10 am in Sicilia).

      Sakura i Yuki z nut brzmią więcej, niż ciekawie ale na mojej skórze leżą coś średnio. Może to wina niewyjściowej, zimowej aury ostatniej Wielkanocy, testowałam pierwszy z zapachów? W każdym razie, jeżeli chodzi o mnie, będę musiała jeszcze obadać sprawę. ;) Na pewno Tsuki też daje radę: nic rewelacyjnego czy zapadającego w pamięć ale na taki zwykły, pogodny dzień pracy czy nauki jak najbardziej może być. :)
      O boru, Teint de Neige! Testowałam toto lata temu, jak Ty skuszona śnieżną nazwą ale na nieszczęście w szczycie swojej niechęci do perfum pudrowych i odreagowałam migreną, jak rzadko które perfumy. Do tej pory nie wróciłam, żeby zweryfikować dawne wrażenia. Dobrze, że potwierdzasz, że nie warto. ;))

      Usuń
  2. Już samo podobieństwo do Omnia Crystalline, DKNY Pure Verbena i L'eau par Kenzo mnie podpuszcza do testów, pewnie w końcu ulegnę i skuszę się na próbki przynajmniej tych trzech typów, które wpadły mi w oko. ;)

    Mi coś z Lorenzo w ogóle nie po drodze. Teint de Neige -- jeszcze, jeszcze, mimo tego pudru. Wytrzymałam w nim calutki dzień w pracy. Ale Alamut, o zgrozo... tu skusiła mnie podróż w Orient, a dostałam bilet do nudności i szorowanie nadgarstków gratis. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie życzę miłych i owocnych testów! :)

      Alamut to rzeczywiście waga arcyciężka; mnie nawet podszedł ale ja mam mnóstwo tolerancji dla podobnych klimatów. Generalnie rozumiem, że spotkanie musiało być dla Ciebie bolesne. ;)

      Usuń
  3. Już nie mogę się doczekać aż kiedyś zrecenzujesz któryś z moich tworów :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kacprze, a chcesz adres? To zgłoś się proszę, do mnie na mejla (adres w zakładce "Autorka"), bo ja namiaru na Ciebie nie potrafię znikąd wytrzasnąć. Masz go gdzieś na blogu?

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )