wtorek, 24 czerwca 2014

Pogański bunt


No i stało się! Wszystko wskazuje na to, że z początkiem roku 2015 obudzimy się w nowej, gorszej rzeczywistości. Rzeczywistości rodem z Orwella.
Według pogłosek prasowych Komisja Europejska jednak przychyli się do próśb koncernów "zatroskanych o zdrowie swoich klientów" [czy czujecie ten jad, który wypływa właśnie z moich kłów? ;) ] i zakaże używania ponad osiemdziesięciu potencjalnie uczulających substancji zapachowych.

Koniec z mchem dębowym. Koniec z cytralem. Koniec z zapachami opartymi o eugenol. Koniec z naturalną lawendą. Koniec z naturalnym kadzidłem. Koniec z różami z Bułgarii. Absolutny koniec z kumaryną. Koniec z bobem tonka.
Do generalnego remontu udaje się ponad dziewięć tysięcy receptur, w tym większość z uznanych perfumowych klasyków, które najprawdopodobniej już w ogóle nie będą przypominać samych siebie. Jeżeli więc macie ochotę na zakup Piątki, Mitsouko czy obojętnie którego Opium, lepiej się pospieszcie; bo później nawet obecne formulacje stracą większość legendarnego uroku. ;>


Jeżeli jednak pomyśleliście w tej chwili: "a co mnie obchodzą jakieś mainstreamowe popłuczyny, skoro zawsze mogę liczyć na Tauera, Vero Kern czy Laurie Erickson?", to mam dla Was złe wiadomości: KE zamierza także ograniczyć dostęp swoich obywateli do dzieł niezależnych twórców spoza Unii Europejskiej.
Dotyczy to też tej części z Was, która pomyślała raczej: "Dlaczego niby mam się przejmować tymi drogimi niszowcami, skoro mam pod ręką świetne, tanie arabskie perfumy?". :> Zjednoczonych Emiraty Arabskie także zobowiązały się wymóc na twórcach ze swojego kraju przestrzeganie norm IFRA i UE.
Jeżeli zaś nie obchodzą Was żadne nowopowstające perfumy, ponieważ jesteście fanami nurtu vintage, to także nie mam dla Was dobrych wiadomości. :] Ich dystrybucja również ma zostać objęta kontrolą.

Unia Europejska pod dyktando wielkich koncernów konsekwentnie morduje sztukę olfaktoryczną. Thank you very much! W świetle prawa pozbawiają mnie wszystkiego, co kocham w perfumach. W zamian oferując tylko gniew i frustrację.

I wiecie co? Pomyślałam, że taka nowina mogłaby stać się doskonałym bodźcem do zakończenia blogowej działalności. Po co miałabym dalej to ciągnąć, skoro nie będzie już czego opisywać? Skoro zniknie wszystko, co mnie zachwyca? Skoro mój kawałek olfaktorycznego świata otrzymał wyrok śmierci?
Czy naprawdę warto dłużej robić dobrą minę do złej gry???

Dlatego dziś będzie recenzja szczególna. Recenzja-protest. Bierny opór wobec łotrostwa głupców, którzy nie wiedzą, co czynią pięknej dziedzinie sztuki o kilkutysiącletniej tradycji.
Recenzja, której szkic tkwi na moim dysku od miesięcy, czekając na właściwy moment.
Ten nadszedł dzisiaj, dzień po Nocy Świętojańskiej.


Perfumy dla tak szczególnej nocy, dla jednego z nielicznych świąt prawdziwie pogańskich, których nie zdołało wyprzeć ani w pełni przejąć chrześcijaństwo, powinny być szczególne. Wyjątkowe. Niezwykłe.
Odwołujące się do nieokiełznanych (!) sił natury; kuszące ale groźne.
Taka własnie jest Naiad australijskiej (!) marki Bud Perfumes.

Wodna nimfa tym razem przynosi nam chłód i cień szuwarów, gęstość rzecznego mułu oraz suchą goryczkę rozgrzanych słońcem mchów. Naturalną ostrość (!) oraz bezkompromisowość (!) naturalnych ekstraktów oraz nieskomplikowanych chemicznych molekuł. Ciemną zieleń oraz brunatne barwy ziemi, zestawione z ozonowym chłodem. Drapieżną zwierzęcość (!) piżma a także głębokie (!), niemal okrutne zadrapania, poczynione delikatnej ludzkiej skórze przez wysuszający nozdrza (!) naturalny mech dębowy.
Najada może i jest piękną, kuszącą nimfą ale tak naprawdę to istota nadprzyrodzona, silna i bezwzględna, jeżeli tylko uzna rzecz za słuszną. Wygląda jak istota ludzka lecz to tylko pozory; maska.
Z nią nie warto zadzierać!


Kompozycja otwiera się akcentem nieoczekiwanie delikatnym i zielonym, miękką granicą pomiędzy aromatem stałej wody a sąsiadującą zeń łąką pełną dzikich kwiatów i ziół. Ani woda, ani ląd, choć też nie mokradło. Ani człowiek, ani bóstwo.
Nie trzeba jednak długo czekać, by pokazała kły i pazury. Spomiędzy delikatnych roślin oraz wodnych szuwarów, gdzieś zza butwiejącego w rzece drewna wypływa akord drzewnej pikantności, który w zestawieniu z nutami wodno-zielonymi szybko zmienia się w musującą woń trucizny. Toksyczne wyziewy DDT każą pomyśleć o płonących paliwach kopalnych, krystaliczna woda i zalana słońcem letnia łąka powoli pokrywają się jadem. Dopiero baza przynosi stopniowe uspokojenie mieszaniny, oddala od nas widmo hekatomby, pozwala zatrzeć się wspomnieniom.

W tym okrucieństwie, w pozornie bezmyślnym kaprysie natury kryje się jednak piękno. Rodzaj groźnej i potężnej magii, dziś już niezbyt zrozumiałej. Inwokacja z pogranicza "ekologicznego" New Age oraz nekromancji. Igranie z... no, tym razem na pewno nie z ogniem. ;)

To niezwykłe, jak zaledwie kilka składników z calone, mchem dębowym oraz piżmem na czele potrafiło dać równie piorunujący oraz sugestywny efekt. Może i dalekim od gustów szerokiej publiczności, może dla większości z nas egzotycznym lub niezrozumiałym, może nawet brzydkim, ale przecież opowiadającym ciekawą i spójną historię. Cóż z tego, że dramatyczną a w gruncie rzeczy przygnębiającą?

Sztuka nie zawsze musi wprawiać nas w dobry nastrój.

Dziękuję, Jarku! :*

Rok produkcji i nos: 2011, Howard Jarvis

Przeznaczenie: pachnidło stworzono ponoć dla kobiet, choć faktycznie jest ono klasycznym uniseksem, zbyt dziwnym dla którejkolwiek z płci. Co w moim pokręconym rozumie oznacza, iż jest znakomite dla każdego, kogo tylko zaczaruje! ;D
Mocne i wyraziste o dosyć jednostajnym brzmieniu, otacza uperfumowaną osobę szczelnym kokonem zapachu i ciągnie się za nią długim śladem. Czyli na okazje raczej nieformalne,;szczególnie, jeżeli nie lubicie wzbudzać kontrowersji. ;)

Trwałość: sześć czy siedem godzin intensywnej projekcji i drugie tyle spokojnego zamierania

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-świeża

Skład:

mech dębowy oraz inne nuty mszyste, akord zielony i kwiatowy, piżmo
___
Dziś noszę dziełko o nazwie Baab al Habayeb, wyprodukowane dla Ard Al Zaafaran.

P.S.
Trzy pierwsze ilustracje pochodzą z portalu DeviantArt i są to:
1. Naiad autorstwa NebelelfeNaemy.
2. Naiad autorstwa DundalkChild.
3. Limnade Naiad autorstwa MargaretSeidler.

4 komentarze:

  1. To straszne, co się właśnie dzieje na naszych oczach. Czytałam niedawno artykuł dotyczący tego, że Diory, Chanele i inne domy mody już szykują zamienniki dawnych perfum, by być gotowym za kilka miesięcy na światową dystrybucję. Także pozostało nam robienie zapasów swoich ulubionych kompozycji, bo za niedługo się skończą, a przyjdzie nowe - nie wiadomo co. Ich śmieszne tłumaczenie, że składniki, które wycofują "mogą" uczulać 3% społeczeństwa, są wybujałą abstrakcją. Dla przykładu - 12% kobiet uczulonych jest na męskie nasienie - czy wobec tego UE zakaże za niedługo uprawiania seksu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jest. :/ W zasadzie tylko twórcy marek niszowych , jak Frédéric Malle czy Andy Tauer zadali sobie trud wytłumaczenia, jak bardzo nowe prawo zaburzy jakość ich produktów. Jednak czy to znaczy, że będą bojkotować przepisy? Wątpię. Malle nie ma wyjścia, bo działa w UE a Tauer dalej będzie chciał tu sprzedawać swoje perfumy. Więc będą kombinować z recepturami.

      O uczuleniu na nasieie nie słyszałam. Ciekawe, nie powiem... ;) Albo całkowity zakaz seksu, albo reformulacja, albo... ;P ;>
      Paranoja. No ale co nam zostaje, jeżeli nie śmiech?

      Usuń
  2. zamiast zajmować się obywatelami ale tymi co pracują za głodowe stawki, na śmieciowych umowach, które na starość zagwarantują nam grzebanie po śmietnikach, zamiast zwalczać konserwanty w pożywieniu i truciu nas skażoną wodą , zamiast ścigać oszutów podatkowych i malwersantów, zająć się handlem ludźmi, i wykorzystywaniem kobiet i dzieci...wolą udawac że coś robią i że ta ogromna kasa , z której okradają unię im się należy, zatwierdzają , BZDURNE PRZEPSIY, NAD KTÓRYMI nie muszą się specjalnie wysilać, a wypłata w euro leci!!! ŻENADA !Uważam ze ta cała unia to wielki pic na wodę,,,teraz zaczyna to wyłazić na powierzchnię:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ALE: pracujący za głodowe stawki, bez ubezpieczenia i składek emerytalnych działają przecież na korzyść wielkich koncernów, których lobbyści śpią pod drzwiami politycznych decydentów, więc ich położenie raczej się nie zmieni. Nie w czasach kryzysu.
      Podobnie typy z pogranicza biznesu, polityki i inna malwersacyjna hołota. :/
      Na tej zasadzie: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=279295532239007&set=a.164846777017217.1073741825.145675375601024&type=1&relevant_count=1

      Zresztą... po tym, jak Michał Kamiński startował do Europarlamentu z ramienia PO, już nic mnie nie zdziwi... Zaprawdę, zaprawdę: europensja jest najważniejsza. ;]

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )