środa, 18 czerwca 2014

Mam mem

A właściwie memy. :D Kiedyś na fejsbukowym profilu bloga zwierzyłam się ze stworzenia pierwszego mema w życiu. Od tego czasu, siedząc cicho jak mysz pod miotłą, wysmażyłam jeszcze kilka następnych. ;>
Dziś nadszedł dzień ich publikacji.

Właśnie w taki złośliwy sposób, chciałabym wypowiedzieć się na temat kilku nowopowstałych zapachów z mainstreamowych perfumerii, z których dwa są dobre (choć kompletnie nie w moim guście) natomiast jeden mocno średni ale trzymający poziom. Reszta niestety całkiem zasłużyła na tęgie lanie.
Dziś będzie skrajnie nieobiektywnie; bo przecież czyją opinię miałabym wyrażać, jeżeli nie swoją własną?
Do dzieła więc! :]


Armani, Code Ice


Panu z fotografii dokooptowałam najlepszego przyjaciela, najbardziej oddanego druha, najwierniejszego naśladowcę a może nawet brata. Tak, brata bliźniaka wręcz. Przyjrzyjcie się uważnie: w tych oczach ujawnia się rodzinne podobieństwo! ;P


Zapach po nic i dla nikogo. Niby wieczorowy ale tak marny i nudny, że naprawdę starałam się nie usnąć podczas testu. Nieważny ciekawy pomysł, nieważny kunszt rzemieślniczy. Ważne, żeby "perfum" snuł się w powietrzu jeszcze parę godzin po tym, gdy jego użytkownik pewnym krokiem plejboja z bożej łaski udał się na dyskotekę w remizie strażackiej. Tym właśnie pachną te perfumy.
Sorry, chłopaki: life is brutal and full of zasadzkas, jeżeli mogę pozwolić sobie na suchar. :]

Skład:
cytryna, mięta, imbir, geranium, lawenda, nuty drzewne
[...a to wszystko guzik prawda]


Bottega Veneta, Essence Aromatique


Następne pachnidło jest dyskretne, świeże i łagodne, inteligentnie nawiązujące do klasyki perfumiarstwa. Świetliste oraz pełne niewymuszonego wdzięku. Naprawdę.
Nic dziwnego, że Ferdek Kiepski ma poważne kłopoty z jego zrozumieniem:


Delikatne, bielone drewno, powidok różanego potpourri oraz ciekawe akordy przypraw o delikatnej słonej nucie (niby korzenne ale jakby świeże, suszone na drewnie wyłowionym z morza) sprawiają, że najnowsze dzieło marki, której dotąd nie zdarzyło się pokpić sprawy wypuszczając marne perfumy, spokojnie może zostać uznane za efektowny ale nie narzucający się uniseks. [Uff, długie zdanie. ;) ] W gatunku "perfum na lato" bywa dużo, dużo gorzej.

Skład:
kolendra, bergamotka, biała róża, bób tonka, wanilia, drewno sandałowe, paczuli


Boucheron, Place Vendôme


To miał być zapach na lata, kolejny okręt flagowy marki. Wyszła raczej dziurawa łajba. Szkoda, bo miałam nadzieję na przyjemny, nowoczesny damski soczek z lubianymi kwiatami w  rolach głównych.


Mam wrażenie, że markom kończą się pomysły na zapachy "eleganckie i seksowne". Byłoby oczywiście zupełnie inaczej, gdyby za decyzją o profilu kolejnych premierowych pachnideł stał ktoś, kto naprawdę się na tym zna. Ktoś wierzący, że wymogi rynku i Prawdziwą Sztukę da się pogodzić. Ktoś, kogo jakość nowych kompozycji marki naprawdę obchodzi. Najwyraźniej w siedzibie Inter Parfums, patrona perfum Boucheron [ale też na przykład Balmain, Lanvin czy Van Cleef & Arpels], tacy ludzie ostatnimi laty konsekwentnie wywalani są na zbity pysk. :]
Place Vendôme najlepszym przykładem. Miał być szlachetny szypr o świetle a wyszła dziesiąta woda po zapachach marki Elie Saab, stworzona z "kunsztem" równym Lady Million od Paco R.
Tu o rzemiośle już dawno zapomniano, że o sztuce ledwie wspomnę. Panie Cresp, Pani Lorson - wstyd!

Skład:
tangerynka, różowy pieprz, kwiat pomarańczy, róża, piwonia, jaśmin, miód, praliny, benzoes, drewno cedrowe


Hermès, Terre Eau Très Fraîche


Ha! Teraz to polecą iskry a na moją głowę gromy. :> No ale co miałam zrobić, jak zareagować inaczej, skoro szczerze rozbawiła mnie sama idea doświeżenia i dodelikatnienia klasycznego zapachu? Ellena nie tworzy jasnych perfum czy słonecznych krajobrazów - on prześwietla kliszę fotograficzną. :P Trudno się dziwić, że zasłużył na własnego pieseła.


A teraz poważnie: to wcale nie jest zły zapach. Naprawdę nie; identycznie, jak oryginalne Terre. Mamy do czynienia z rzeczywiście fajnym, orzeźwiającym cytrusowym aromatem [śliczny cedrat!]. Nieprzesłodzonym, lekko wytrawnym dzięki czemu od razu stawiającym na nogi. Z chłodnym powiewem wiatru prosto od morza.
Gdyby to była lemoniada, taka z dużą ilością lodu i liśćmi mięty w środku, brałabym w ciemno i cieszyła się nią w upalne lato. ;) Perfum jednak nie chcę.

Skład:
pomarańcza oraz inne akordy cytrusowe, akordy wodne, geranium, paczuli, cedr oraz inne nuty drzewne


Valentino, Uomo


To ten średniak w stawce. :) Sympatyczny, utrzymany w lubianym przeze mnie kawiarnianym nurcie perfum męskich; wdzięczny ale niestety trochę toporny. Co mówi Wam przecież miłośniczka olfaktorycznej dosłowności!
Tiaa, Morfeusz także nie może się nadziwić:


Mimo wszystko wolę jednak pozostać w Matriksie. :D Choć Uomo rozpoczyna się klasyczną musującą oranżadką w męskim wydaniu, to szybko zbacza w stronę ciepłych woni pysznych kulinarnych używek. Pojawia się i kakao, i kawa w stylu Rochas Man, i nugat na mirtowo-wawrzynowej świeżości a w bazie ocienione suszące się deski. Byłoby całkiem okej, gdyby nie fakt ewidentnej, wręcz bijącej po oczach syntetyczności jadalnianych akordów wody. Niby to normalne, trudno spodziewać się czegokolwiek innego ale jednak mnie drażni. Właściwie sama już nie wiem, czy daleka woń szkolnego laboratorium chemicznego to wytwór mojej wyobraźni, czy naprawdę kołacze się gdzieś po bazie?

Skład:
mirt, bergamotka, czekolada, orzechy laskowe, palone ziarna kawy, drewno cedrowe, skóra


Viktor & Rolf, Bonbon

Tym razem nie mam chęci pisać wiele. Po prostu nie ma o czym: zapach głośny, mocny i o niczym. Tysięczna oranżadka na rynku, z pewnością nie ostatnia. Milionowa góra, która urodziła mysz. Ech!


Skład:
brzoskwinia, pomarańcza, mandarynka, kwiat pomarańczy, jaśmin wielkolistny, karmel, drewno sandałowe, drewno cedrowe, drewno gwajakowe, akord ambrowy
___
Dziś był/a Orlando od Jardins D'Écrivains.

6 komentarzy:

  1. O to to, Bonbon to typowy bimbon - wisi mi.
    Tyle, ze po tej infantylnej i seksistowskiej reklamce niczego więcej się nie spodziewałam.

    Valentino Uomo pogalopuję testować. :)

    Dawno mnie tu u Ciebie nie było, Wiedźmo (w sumie nigdzie mnie nie było), ale mam w planie ponadrabiać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reklama rzeczywiście jest, delikatnie mówiąc, do kitu ale pomyślałam sobie, że skoro usiłują wywołać kontrowersję, to może i sam zapach będzie jej godzien. Tymczasem wyszło jak zwykle. :/ Naiwna ja!

      Valentino na pewno warto sprawdzić.

      Z odwiedzinami to i ja mam ostatnio spore zaległości. Jeżeli coś czytam, to w przelocie, na telefonie - co znaczy, że nie zostawiam śladu swojej bytności ani rodzących się przy lekturze refleksji. Wypadałoby szybko nadrobić; tylko kiedy? :]

      Usuń
  2. Byłam ostatnio w Sephorze, z czystej ciekawości, bo chyba z rok mnie tam nie było. Nie znalazłam w sumie nic, ani po jednej, ani po drugiej stronie. BonBon bardzo słabiutkie, a Floweromb uważam za bardzo udaną. Myślałam, że będzie to coś choć w połowie równie ciekawego. Spicebomb sobie zupełnie inaczej wyobrażałam, bardziej cynamonowo.
    Pani bardzo chciała mi pomóc, zerkając na mnie błądzącą po męskiej stronie flachonów. Pewnie myślała z politowaniem, że nie umiem na właściwą stronę nawet pójść. :D A zapytana o jakieś drzewne perfumy poleciła nową limonkową AA. ;]

    Valentino brzmi z nut zachęcająco.
    O! I właśnie sobie przypomniałam o poznaniu Potion. Ale to chyba tylko w Douglasie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całego roku pewnie znalazłabym coś wartego uwagi (choćby nowe Bottegi, w tym męską, czy serię Rouge Bunny Rouge w Douglasach) ale nie byłoby tego wiele.
      Przy okazji uświadomiłaś mi właśnie, że V&R w Bonbonku odcina kupony od własnego bestsellera. I to bezczelnie, niemal jawnie (różowa flacha z obłym elementem oraz przede wszystkim, sam soczek). Tym bardziej jestem na nich cięta. Spicebomb przypadło mi do gustu, głównie dzięki dalekiemu podobieństwu do wód w stylu Tobbacco Vanille Forda. :)

      To patrzenie z politowaniem.. znam dobrze! ;) Kiedyś postanowiła odświeżyć swoją znajomość z Cuir Noir Armani Privé i w chwili testu blotterowego podeszła do mnie konsultantka, która uznała za stosowne uświadomić mnie, że "to przecież zapach dla mężczyzn". Odpowiedziałam, że to uniseks, na co konsultantka stropiła się nieco i wydukała coś w stylu: "no tak ale jednak bardziej w męskim guście". :D Sieroty z nas i tyle (albo jeszcze gorzej: jakieś wynaturzane dżendery :P ).

      Najnowsza AA w bazie rzeczywiście jest taka jakby białodrzewna, cedrowo-cyprysowa, więc w tym przypadku Twoja konsultantka nie mijała się tak bardzo z prawdą. Wykuła spis nut, jak się patrzy i na dokładkę zaproponowała kobiecie KOBIECY zapach drzewny. ;P Czego to się nie robi, żeby zadowolić klienta z fanaberiami? ;)

      Potion, od Dsquared? Mnie się wydaje, że on jest i tu, i tu. Fakt, że niezły choć nie w moim goście.

      Usuń
  3. Hehh memy świetne, przy pierwszym umarłam :) W ogóle super pomysł na posta! Co do samych zapachów, ta kawa i czekolada w Uomo (a raczej ich brak) zachęcają do testów i przekonania się na własnej skórze, cóż tam zostało ukryte, natomiast Bonbon to była moja nadzieja, która została brutalnie zamordowana po pierwszym zetknięciu się z nim na żywo ..........

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Merci, merci! ;) Ale już ożyłaś, mam nadzieję?
      Chciałam stworzyć coś "innego" ale jednocześnie złośliwego (oczywiście do pewnego stopnia).
      O swoich odczuciach względem Bonbona odpisałam już Sabbath i Lady Poison ale dodam jeszcze, że ten zapach można było uratować, robiąc z bezsensownej landryny np. cukierek smakowy, w stylu zielonego jabłuszka (ale to już było u Dony Karan). Co prawda różowy flakon musiałby zmienić kolor ale cukieras może miałby jakieś szanse. Chyba. :/

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )