niedziela, 18 maja 2014

Wikinga wędrówka do słońca


Początki Cooper Skies od Kerosene Fragrances to europejska Północ w najczystszej postaci: plaster miodu - ciepły, przesycony (niewielką!) dawką słodyczy wosk - otoczony został przez gorzkie zioła oraz świeże żywice, jedne i drugie tak samo ostre, kłujące nozdrza świeżym, skondensowanym zapachem kamieni, wiatru oraz zbutwiałego morskiego brzegu, stopniowo przechodzącego w las iglasty. I nawet, kiedy rośliny ususzy się nad żarem pieca a żywice zastygną w twarde grudki, wciąż bez większego trudu daje się wyczuć ich mocny charakter.
Wosk zaś nie tylko dodaje im mocy ale też pozwala płynnie przejść ku kolejnej fazie rozwoju, w której powoli ujawnia się klasyczna, waniliowo-ambrowa słodycz oraz jasne i gładkie cedrowe deski. To dzięki ich pośrednictwu, nie wiadomo skąd, przewija aromat kadzidlanego dymu; takiego klasycznego, w kościelnym wydaniu [no dobrze, mocno oszczędnościowym przez wzgląd na dawkę olibanum zmniejszoną do niezbędnego minimum :) ].

I to byłoby na tyle, gdyby każdorazowo nie zaskakiwała mnie ostatnia odsłona Cooper Skies, niezależna od czasu i pogody a mianowicie labdanum. Nieco miodowe (czy raczej woskowe) a jednocześnie wypełnione aromatami żywic, w czym kompozycja Pegga przypomina nieco dokonania Laurie Erickson; trochę jasne i wpadające w ambroksanową transparentną gładkość; przede wszystkim jednak półpłynne i cielesne, nakazujące mi pomyśleć o Labdanum od Donny Karan.
Im dłużej perfumy żyją na skórze, tym czystka robi się coraz więcej, tym śmielej przyćmiewa on pozostałych towarzyszy, pozostawiając w zasadzie tylko trochę jasnoszarych, kadzidlanych dymków oraz zaplecze z delikatnej, syntetycznej ambry. Poza nimi głęboka baza Cooper Skies to już tylko i wyłącznie labdanum. Przez długie, długie, naprawdę długie godziny. ;)

W taki sposób wiking z Północy trafia do bajecznych krain Wschodu, by spotkać tam kolejnego bohatera mojej recenzji. :)


Ponieważ Sehr al Kalemat okazuje się dla mnie naturalnym ciągiem dalszym opowieści rozpoczetej przez Cooper Skies. Pachnidło, które w łacińskim zapisie literowym  może poszczycić się co najmniej dziesiątką imion [Sehr al Kalemat, Seher el Kalemat, Seher Kalemat, Sehr al Kalamet, Kalemat Black, Kalemat White - to wszystko są nazwy jednego i tego zapachu], co czyni je stereotypowym, baśniowym i orientalnym księciem, otoczonym nieprzeniknioną aura tajemnicy. Taki zeń trochę hrabia Monte Christo w Paryżu: istnieje wiele opowieści na jego temat, rozpowszechnianych półgłosem przez całe miasto, często wzajemnie sobie przeczących - ale żadna nie jest prawdziwa. :)


W każdym razie o pachnidle marki Arabian Oud można powiedzieć jedno: w jego przypadku nic nie jest pewne, z listą nut a nawet pojemnością flakonu włącznie. Siedemdziesiąt pięć milillitrów to czy sto? Fiołki i kwiat paczuli czy kardamon, szafran i róża? Jest oud czy go nie ma?
Ani nos, ani internet nie pomogą mi w satysfakcjonującym rozwiązaniu zagadki. :D Wszystko dlatego, że w omawianym pachnidle czuję przede wszystkim doskonale złożony, jednolity organizm, jedność typową dla większości dzieł arabskich perfumiarzy. Jestem w stanie uwierzyć zarówno w gęste, złożone i lekko pikantne opary szafranu (trochę jak w Saffron Rose od Grossmith), jak i subtelny paczulowy pyłek, szary i cienisty niczym najdelikatniejsze wcielenie Borneo 1834 Lutensa. Tak po prostu. :)

Wyczuwam także ciepłe, słodkawe i gęste drewna w rodzaju gwajaku, sandałowca czy mahoniu, gdzie całość złożono na miękkim i puchatym łożu z niejadalnej wanilii oraz czegoś, co do złudzenia przypomina won szarej ambry, z lekko cielesnymi białymi piżmami w tle. Pojawia się skojarzenie trochę z mocno wydelikaconą Rashą od Rasasi, trochę z którymś z najnowszych męskich pachnideł marki Amouage. Ba, tylko którym? Jeden z zagranicznych blogów sugeruje co prawda Interlude Man ale nie jestem tego do końca pewna; Sehr al Kalemat to perfumy cieplejsze i bardziej delikatne. No właśnie, kolejny trop mogący być równie dobrze oszustwem, co prawdą. ;) Ostatecznie nie bez przyczyny perfumy zatytułowano Magia Słów.
Na pewno całość okazuje się gęsta, nieco ciężka ale bardzo finezyjna, nieprzytłaczająca. Perfumy złożone w nieprzeniknioną całość opadają na skórę i szczelnie ją okrywają, jednocześnie pozwalając nam funkcjonować z zwyczajny sposób, nie narzucając się naszemu otoczeniu. Ot, wschodni przepych ale i takaż dyskrecja. ;)

Zbyt łatwo daje się do nich przywyknąć. Łatwo będzie utonąć w odmętach tej woni. A nawet jeszcze więcej: zdziwiłabym się gdyby nasz wiking, raz zaznawszy podobnych luksusów, zechciał szybko wrócić do swojego chłodu, mroku oraz szarości. ;)


Kerosene, Cooper Skies

Rok produkcji i nos: 2012, John Pegg

Przeznaczenie: zapach uniseksualny o dosyć sporej mocy, układający się za człowiekiem w mięsisty i dosyć jaskrawy tren. Z czasem oczywiście słabnie, otaczając sylwetkę "żywiciela" szczelnym kokonem, stopniowo zmniejszającym swój zasięg aż do cieniutkie warstwy paru centymetrów. Mimo to nosi się go całkiem przyjemnie, choć na dłuższą metę byłby pewnie męczący [ale to całkowicie subiektywna opinia - Wy się nie zniechęcajcie :) ].
Na wszystkie okazje, ze szczególnym uwzględnieniem tych nieformalnych.

Trwałość: zabójcza; przeszło doba wyczuwalnej projekcji, choć oczywiście ostatnich kilkanaście godzin perfumy przeżywają tuż przy ludzkiej skórze.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna

Skład:

drewno cedrowe, plaster miodu, bazylia, goździki (przyprawa), liście tytoniu (?), akord ambrowy


Arabian Oud, Seher al Kalemat
[czy jakkolwiek inaczej ;P ]

Rok produkcji i nos: 2012, ??

Przeznaczenie: pachnidło stworzone dla obu płci i do każdej świetnie pasujące. Początkowo śmiało projektujące na otoczenie i ciągnące się za nami śladem niezbyt długim ale wyraźnym, szybko delikatnieje i przeistacza w aurę dyskretną z daleka, wyraźną z bliska. W związku z czym kompozycja nada się na wiele okazji, przy odpowiednio skromnym dawkowaniu umili Wam nawet ciepłe (ale nie upalne) lato. :)

Trwałość: w granicach ośmiu-dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: orientalno-drzewna

Skład: 

[powiedzmy, że...]
Nuta głowy: owoce jagodowe, bergamotka, kardamon, różowy pieprz, róża, szafran
Nuta serca: paczuli, drewno sandałowe, drewno gwajakowe, fiołek, kwiat paczuli
Nuta bazy: akord kadzidlany, wanilia, wetyweria, ambra, piżmo, oud

___
Dziś noszę właśnie Sehr (Seher) al Kalemat.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://vinterblod213.tumblr.com/post/84967313980
2. http://ladysiggy.tumblr.com/post/85558821616/xitank-ahmad-ibn-fadlan-is-a-theologian-in-the
3. http://gutenberg.spiegel.de/buch/6315/18

6 komentarzy:

  1. Coraz bardziej podobają mi się takie ciepłe, żywiczne pachnidła. A tytoń w perfumach wprost uwielbiam! Nie wiem czy poznałaś nowy (no, już nie tak całkiem nowy) zapach Oriflame (wiem, wiem, żadna tam nisza - ale zapach wart uwagi, przynajmniej mnie się tak wydaje) - Dark Wood. Złożony z pieprzu, tytoniu i drzewa gwajakowego. Dla mężczyzn, ale ja straciłam dla niego głowę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama tytoniu za bardzo nie czułam ale to pewnie przez chemię skóry. Mam nadzieję, że na Tobie wyjdzie, skoro tak go lubisz! :)
      Co do Dark Wood to póki co tylko o nim czytałam ale po ślicznym szafranowo-drzewnym Sir Avebury nie śmiem deprecjonować talentu Oriflame to tworzenia dobrych perfum. :) Pierwszy z zapachów czeka zresztą w kolejce do zrecenzowania. ;)

      Usuń
  2. uwielbiam unisexy:) Właśnie jeden wykańczam i już się rozglądam za następną ofiarą:p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rety rety, polujesz na perfumy? O.o W takim razie smerfuj się kto może! ;P
      Żartuję. Szukasz czegoś o konkretnych nutach zapachowych czy niekoniecznie? Może pomogę?

      Usuń
  3. a skład Arabian Oud, Seher al Kalemat, ma wszystko czego szukam, tylko pewnie cena jak zwykle zwala z nóg!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, dopiero doczytałam drugi Twój komentarz. :chowa się pod stół ze wstydu: Cena.. hm, jak na ofertę perfumerii z ofertą z krajów arabskich itp. jest raczej wysoka ale jeżeli przyrównać ją do "typowych" niszowych bestsellerów, wtedy trzyma poziom albo jest wręcz korzystna. :D Czyli względna, jak wszystko na tym świecie. ;)
      Musiałabyś sama ocenić, czy jesteś skłonna tyle zapłacić za flakon. A nawet jeżeli się zdecydujesz, koniecznie najpierw przetestuj! Zawsze warto to zrobić, ale w przypadku perfum arabskich noszonych przez Europejczyków szczególnie. :)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )