niedziela, 11 maja 2014

Torebki i perfumy, czyli co może zrodzić się ze strachu

Żyjemy w paranoicznych czasach.
Na początku XXI wieku modne stały się całkowicie przezroczyste torebki, powstałe w odpowiedzi na pojedenastowrześniowe wzmożone kontrole (histerię?) na lotniskach, dworcach, w metrze i wszędzie tam, gdzie jeden człowiek w ciągu ułamka sekundy potencjalnie mógł skrzywdzić wielu. Zawartość takiej torebki można było zlustrować i ocenić na jeden rzut oka, odsiewając w ten sposób potencjalnych terrorystów od zwykłych, bogom ducha winnych ludzi. Szał na tego typu modowe akcesoria był krótkotrwały i skończył się - o ile dobrze pamiętam - po około dwóch lub trzech latach, choć zaraza nie została wytępiona do reszty i wciąż wraca, choćby w kolekcjach topowych projektantów mody.


Nawet pomimo faktu, iz tego typu torebki były po prostu obrzydliwe: tanie, plastikowe i nachalne, ponieważ same przyciągały wzrok. Widząc kobietę z przezroczystą torbą zawsze czułam się trochę jak czujny cerber z hali odlotów, gotów porazić paralizatorem każdą osobę, która z jakiegoś powodu mu się nie podoba. Lub jak wścibska stara krewna, która nie spocznie póki nie dowie się, co trzymamy w szafkach, ile pieniędzy kryje nasz portfel i czy aby w torbach lub plecakach nie mamy przypadkiem zachomikowanych żadnych potencjalnych skandalicznych gadżetów, jak puzderka z podejrzanymi tabletkami, strzykawka lub - o zgrozo! - paczka prezerwatyw; a wszytko to oczywiście migusiem, korzystając z naszej wizyty w toalecie lub rozmowy przez telefon. Nie znosiłam siebie w tych wcieleniach i byłam zła przy każdym ich nawrocie.
No ale co z tego, skoro przezroczyste torebki same przyciągały spojrzenia przypadkowych przechodniów, choćby nie wiem, jak niewinne! Oczy same do nich lazły.

Ten dziwny wytwór stanu wyjątkowego całej zachodniej cywilizacji u zarania obecnego tysiąclecia świetnie pokazywał, jak szybko i łatwo naturalne ludzkie dążenie do bezpieczeństwa zamienia się w paranoję a nawet - jeżeli sytuacja rozwija się szczególnie gwałtownie - w terror.
To, co rozpoczyna się troską o spokojną przyszłość, o zdrowie i życie, trafiając na podatny grunt ludzkiego strachu i niepewności szybko zmienia się w presję społeczną: bierzesz na pokład zwykłą torebkę? Dobrze, twój wybór. My jednak w takim razie zapraszamy na kontrolę osobistą; zobaczymy, co chowasz w majtkach. A potem ze wstydu przed współpasażerami możesz nawet chować się pod fotel, my umywamy ręce. Trzeba było się dostosować. :]
Presję zresztą bardzo łatwo skodyfikować, uzasadnić prawnie i stworzyć zeń standard w postępowaniu. Oczywiście wszystko w imię "większego dobra".

Podobnie rzecz ma się z naszym zdrowiem.

Różne typy gardłują przeciwko wszechobecnym alergenom ale przecież nawet im nie w głowie zakazywanie produkcji wyrobów tytoniowych. Pieniążki z akcyzy są zbyt słodkie rządom wszystkich państw. Lecz kiedy ktoś zapyta o zasadność kolejnych ograniczeń lub o zakazy używania substancji zapachowych - sankcjonowane prawem, nie tylko zalecane rzez IFRA - zaraz usłyszy, że zdrowie, że alergie, że płaczące dziatki w łonach matek, że choroba cywilizacyjna, że to i owo. Wali się nas zdrowiem na odlew i przemocą wpycha je do gardła.
Genialne uzasadnienie, cudowny wytrych w dyskusji: czyżby nie zależało Ci na zdrowiu????????????????

Wszystkim osobom wysuwającym podobne zastrzeżenia mam ochotę odpowiedzieć za poetą: "całujcie mnie wszyscy w dupę!" ;>

Ponieważ jest to typowe odwrócenie kota ogonem. Wybieg erystyczny, celowe zafałszowanie sedna dyskusji a nawet kłamliwe matactwo, niezbyt zresztą sprytne.


Jak już wcześniej dwukrotnie stwierdziłam, istnieje założenie, że człowiek dorosły doskonale wie, co mu lub jej szkodzi i z tego rezygnuje lub szuka zastępstwa. Jeżeli jednak nie rezygnuje, to widać z kontaktu ze szkodliwą substancją/sytuacją itp. czerpie zyski innego rodzaju.

Poza tym... jest dorosły i póki nie krzywdzi innych istot, nie sposób niczego mu lub jej zabronić. To na dzieci nakłada się ograniczenia w trosce o ich zdrowie, ponieważ same nie potrafią przewidzieć konsekwencji np. nieograniczonego spożywania słodyczy popijanych colą. Ani też nie jest w stanie narzucić sobie ograniczeń i konsekwentnie ich przestrzegać. Jednak to dzieci, nie zaś dojrzali i odpowiedzialni dorośli ludzie.
Nasuwa się więc jedno intrygujące pytanie: dlaczego UE oraz IFRA w swoich obywatelach-konsumentach nie widzą dojrzałych i odpowiedzialnych dorosłych? :>

Pozostawię je otwarte. Nie bez przyczyny. :]


Pozostały nam trzy dni, aby wyrazić swój sprzeciw wobec ostatnich matactw Unii Europejskiej, której ciała ustawodawcze chcą tym razem zakazać używania 96 (!) substancji zapachowych, wśród których wiele jest kluczowych dla artystycznego wymiaru sporej części pachnideł produkowanych obecnie na terenie UE.
Przypominałam o tym na blogowym Fejsbuku, przypominam i tu.

Tym bardziej, że Klaudia, autorka ikonicznego Sabbath of Senses oraz Ewa Starzyk z Polskiego Związku Przemysłu Kosmetycznego opracowały uniwersalny tekst  weta wobec Regulacji Nr 1223/2009. Możecie przeczytać go TUTAJ a następnie skopiować i wysłać na adres: sanco-cosmetics-and-medical-devices@ec.europa.eu
I radzę się nie guzdrać, ponieważ termin upływa już 14 maja! :D



Na koniec mała uwaga, skierowana do wszystkich malkontentów przekonanych, że "to nic nie da", "to się nie uda", "to nic nie znaczy". Wy też możecie zastosować się do cytatu z wiersza! :P
Bo to właśnie dzięki Wam rzeczywiście nic się nie udaje, to Wasze marudzenie sieje niepewność w sercach zlęknionych, podkopuje pewność entuzjastów, oddala nieprzekonanych a leniwych utwierdza w słuszności ich niereagowania.
Zamiast zjednoczonego protestu tych, którym zależy tworzycie grupki wątpiących i gnuśniejących. Zabijacie w ludziach wolę działania. Tak, właśnie Wy. Więc lepiej siedźcie cicho, bo i tak będę usuwać Wasze komentarze (czego przecież normalnie nie robię). Lojalnie ostrzegam. :]

___
Dziś Cinnabar od Estée Lauder. Ileż tu fstrętnych, groźnych dla mojego zdrowia, uczólającyh substancji! ;]

P.S.
Źródła ilustracji:
1. http://eladonna.pl/Torby_i_buty-detail/transparentne-przezroczyste-torebki
2. http://www.thenonblonde.com/2008/04/almost-lost-perfumes-niki-de-saint.html

4 komentarze:

  1. Mocno. Ale masz rację. Takie marudzenie ma na nas większy wpływ, niż sami chcemy to przyznać.
    Brawo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, chyba mogę sobie na to pozwolić. Nie wiążę z blogiem żadnego biznesu - a i sama z siebie nie należę do ludzi milutkich - więc od czasu do czasu mogę polecieć ostrzejszym tekstem. Byle nie za często rzecz jasna. ;)
      No niestety, marudzenie ma wpływ nawet, kiedy wydaje nam się, że jesteśmy na nie odporni.

      Usuń
  2. Co do tych torebek to trzeba przyznać że nietypowy projekt choć wydaje mi się że większość z Pań nie chciała by ujawniać wszystkim dookoła co dokładnie jest w środku

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam słabość do rzeczy przezroczystych - chyba największą do zegarków (czy parasolek...? nie wiem), żeby było widać mechanizm. Natomiast z torebki mogłabym korzystać tylko pod warunkiem wrzucenia zawartości na początku do nieprzezroczystej kosmetyczki...

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )