niedziela, 4 listopada 2018

Tam, gdzie mech jest nieśmiertelny

Kolejny powrót na blogowe łamy to kolejne podejście do perfum inspirowanych wschodnioeuropejską tożsamością.

A przy okazji kilka słów refleksji odnośnie tak przez nas nielubianych reformulacji; dziś bowiem zamierzam opisać na nowo pewien zapach - lub raczej "opisać" po prostu, ponieważ zmiana składu pachnidła przeobraziła je w sposób dosyć kategoryczny.
O tym jednak za chwilę.

Autor: Ikuru Kuwajima

Najpierw zapraszam Was w podróż na południowo-wschodnie krańce kontynentu europejskiego, w lasy pomiędzy Wołgą a Uralem, gdzie żyją ostatni prawdziwi rodzimowiercy Europy.
W rejon, gdzie wśród białych pni brzóz przechadzają się duchy, gęsi są czczone (oraz jedzone) a świat - choć pozornie znajomy i doskonale zrozumiały, bo czyż znajome i zrozumiałe nie są wielkoformatowe płachty reklamowe na budynkach oraz uzależnienie od smartfonów? - na drugi rzut oka okazuje się diametralnie różny od naszego.

Autor: Ikuru Kuwajima

Maryjczycy, nadwołżańscy kuzyni Finów, od momentu podbicia ich ziem przez Iwana Groźnego nie mieli w życiu łatwo. Najpierw ogniem i mieczem chrystianizowała ich cerkiew prawosławna, potem tłamsili nienawidzący duchowości komuniści, teraz zaś zmuszeni są balansować gdzieś pomiędzy marginesem, na który zepchnął ich oficjalny nurt rosyjskiej kultury a byciem ciekawostką turystyczną dla reszty świata.
Nie poddali się jednak, zachowali swój język i kulturę a teraz stopniowo, coraz bardziej jawnie, wracają od przyswojonych prawosławia i islamu do odwiecznych wierzeń.

Pomyślałam o nich, kiedy przyszło mi znaleźć skojarzenie do pachnidła, które musiałam poznać na nowo i które najpierw mnie rozczarowało a chwilę później zauroczyło.
Cuir marki LT Piver.

Autor: Ikuru Kuwajima

Pamiętacie moją recenzję poprzednika mojej dzisiejszej bohaterki, oryginalnej piverowskiej Cuir de Russie? Macie prawo jej nie kojarzyć, ponieważ powstała ponad osiem lat temu, u zarania dziejów tego bloga. :)
Skojarzyłam tamte perfumy z postacią z baśni i legend a prawdopodobnie prasłowiańską, przedchrześcijańską potężną boginią - Babą Jagą. Z kimś przerażającym, idealnie zadomowionym na styku Kultury z Naturą, doskonale znanym każdemu dziecku. Z postacią może i kiedyś w jakiś sposób należącą do tego świata ale teraz już całkowicie nierealną, bajkową. Bo przecież wierzyć w Babę Jagę to tak, jak wierzyć w Zeusa czy Thora [zwłaszcza ten drugi jest dziś raczej bohaterem jakiegoś tandentnego amerykańskiego komiksidła, w naszej części świata nieznanego, dopóki ktoś nie zafundował mu cyklu wysokobudżetowych hollywoodzkich filmów oraz twarzy Chrisa Hemswortha]. Możesz, jeżeli nie masz wszystkich klepek na swoim miejscu. ;P

Cuir de Russie było piękną, straszną, fascynującą baśnią z odległych czasów, czymś niedzisiejszym. Samo gołe Cuir natomiast okazało się cichą ale uporczywą, zdumiewająco stanowczą opowieścią o życiu doczesnym. Tym, które wiedziemy z mozołem, po cichu, z brudzie i pocie ale też z marzeniami i śmiechem. Gdzie wzniosłość sacrum często ginie pod prozaicznym ciężarem profanum, często jest w ogóle niewidoczna ale przecież stale nam towarzyszy.
Cuir bez Russie to nie tyle skóra z opowieści fin de siècle'owych perfumiarzy ale... mech. Mech i drzewa, i ziemia; i wszystko, co z tej ziemi wyrasta.

Autor: Ikuru Kuwajima

Mówiąc językiem mniej poetyckim: pozbawiwszy perfumy dodatku rosyjskiej skóry, tego popularnego w pierwszych dekadach XX wieku aldehydu, naprawdę zmieniono ich charakter.
Otwarcie pozbawiono świetlistej lekkości, zamiast niej stawiając na ostre nuty mszysto-drzewne, podbite akordami pikantnych przypraw oraz cytrusów, które jednak same rozjaśnić wstępu nie są w stanie. Wątlaczki z nich, przyzwyczajone raczej do śródziemnomorskiego słońca aniżeli do mroźnych rosyjskich, kontynentalnych zim; dlatego też w Mari El umierają bardzo szybko, dosłownie w przeciągu pięciu sekund.

Tu klimat jest wymagający, by nie rzecz, że brutalny. Od początku Skóra jest więc matowa i ciemna, z czasem natomiast staje się coraz bardziej dymna i... rzeczywiście skórzana. ;) Przy ognisku z brzozowych szczap ktoś nierozsądnie położył skórzany element odzieży, na który spadło kilka(naście) iskier za dużo. Po chwili więc skóra dymi i spala się z sykiem, kiedy języki ognia lizną śniegu pod tą rękawiczką czy kurtką.
Zwęgla się galanteria, zwęglają się białe gałęzie brzóz, pozostaje natomiast - mech. Suchy, aromatyczny, ciepły mech dębowy, którego opary dosłownie zatykają ludzkie nozdrza, szczelnie izolując je od powietrza, żeby następnie uwięzić w naszych głowach tłamszące aromaty dymu, teraz już tłustego od sadzy oraz pikantne, pozbawione jakiegokolwiek dodatku słodyczy przyprawy o niemożliwej do odkrycia proweniencji.

Czuję się tu jak w kurnej chacie. Muszę wyjść. Natychmiast.

Autor: Raffaele Petralla/Prospekt

Na szczęście głęboka baza Cuir dostarcza nam więcej świeżego powietrza. Pojawia się nawet aspekt ludzki, cielesny. Przy czym jest to cielesność bardzo ciepła i cywilizowana; ot, miękkie złociste labdanum, delikatnie pierzaste, suche piżmo, nawet bardziej orientalny akord drewna sandałowego ma w sobie coś ludzkiego i przyjaznego.

Po zimie nareszcie przyszła wiosna.


Rok produkcji i nos: reformulację przeprowadzono ok. roku 2011, nie wiem też, kto za nią stał

Przeznaczenie: zapach w starym stylu i to wciąż się czuje. Jeszcze trzydzieści-czterdzieści lat temu dedykowany byłby wyłącznie mężczyznom (bo też i przypomina dawne klasyki męskiej perfumerii, od starych Guerlainów po Égoïste Chanel). Dziś bardziej widzę w nim uniseks, równie dobry dla każdej osoby, która byłaby w stanie unieść jego ciężar.
Charakteryzuje się raczej umiarkowaną nośnością, z bliska jednak jest wyczuwalny bez najmniejszego problemu.

Trwałość: w granicach pół doby, a więc znakomita

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-skórzana

Skład:

bergamotka, mandarynka, miód, akordy drzewne i przyprawowe
___
Dziś noszę Patchouli od M.Micallef.

P.S.
Ilustrujące wpis fotografie to wyjątki z reportaży o Maryjczykach, które możecie przeczytać i obejrzeć tu:
1.-4. http://www.ikurukuwajima.com/blog/2014/09/mariy-chodyra/
5. https://www.washingtonpost.com/news/in-sight/wp/2016/02/11/the-forgotten-mari-pagans-of-the-volga/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )