Dziś chciałabym zaprezentować - wreszcie - swoje zdanie o pachnidłach marki Perris Monte Carlo. Które poznałam dobrych kilka(naście?) tygodni temu dzięki uprzejmości Jaroslava. :) Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że już wkrótce będą one powszechnie dostępne w naszym pięknym kraju. Lecz to dobrze, miałam mnóstwo czasu, aby perfumy należycie poznać, rozszyfrować i... czy zapomnieć?
Ambre Gris
To kolejna już, typowa wśród aromatów niszowych, ambra dymna, sucha, popielista. Kłująca w nos rozwibrowanymi akordami drzewnymi, miękko rozjaśniona wanilią oraz odrobiną słodkiej, dzikiej róży. Z - uwaga! - kumaryną w miejsce "tradycyjnego" paczuli. Zabieg intrygujący, odświeżający, zacny. W bazie pojawia się cielesne acz rozjaśnione złociście labdanum; plus drewna. I jeszcze więcej kumaryny. :D Sianko rządzi! ;)
Mimo wszystko - nie. Zdążyłam poznać już zbyt wiele wód do obecnej tu
Ambre Gris bliźniaczo podobnych. I chyba nadal wolę jej imienniczkę od Balmain. :)
Skład:
dawana, geranium, róża, drewno sandałowe, drewno cedrowe, ambra, piżmo, labdanum, wanilia, kumaryna
Bois d'Oud
Alfabetycznie rzecz ujmując, pierwsza z dwóch agarowych wariacji marki.
No i od razu czeka nas całkiem przyjemna niespodzianka. Oud teoretycznie dobrze nam znany; jak chcieliby niektórzy ;) dentystyczno-szpitalny, lizolowy, ostry. Dla mnie krystalicznie ciemny, tak piękny w ujęciach M. Micallef, Montale czy prywatnej linii Armaniego (och,
Oud Royal! Dlaczego nie mogę Cię opisać?). Tym razem ukazany nam w towarzystwie zróżnicowanym, zaskakująco bogatym oraz... mainstreamowym; damsko-mainstreamowym. Bo jak inaczej powiedzieć o plastyczniej, soczystej, miłej w dotyku paście z kwiatów oraz owoców? O słodkiej brzoskwini, ciemnej, nieco skórzastej śliwce węgierce (byłabyż ona wędzona?)? O jasnym, pełnym, nęcącym kwiecie pomarańczy, wspomaganym przez różę, jaśmin - bodaj wielkolistny - a także żywe, drobniuteńkie irysowe szpilki? O słodyczy, która stopniowo zaciera granice między poszczególnymi nutami, narasta, łącząc w sobie pożądliwą fioletową ciemność
Boxeuses Lutensa z klasycznym
Poison,
Organzą Givenchy czy nawet odrobiną zeszłorocznej nowości marki Roberto Cavalli,
RC edp? A do tego oud!
Całość zdecydowanie warta większej uwagi.
Skład:
bergamotka, śliwka, brzoskwinia, kwiat pomarańczy, irys, róża, jaśmin, paczuli, labdanum, drewno cedrowe,
czarne drewno (indyjski palisander a. dalbergia szerokolistna), wanilia, piżmo, ambra, oud
Essence de Patchouli
Czyli kolejne "paczuli postarzane", pogłębione, suche, ciepłe. Kryjące w sobie zaledwie cień osławionej "zagrzybionej piwnicy", lecz i o lata świetlne odległe od słodziutkich oranżadek.
Trudne do rozłożenia na części pierwsze; z pewnością spokojne, dosyć statyczne, w miarę upływu czasu coraz bardziej żywiczne (nie kadzidlane!), drzewne, gorzkie. Jeszcze później suche; o akordzie słodyczy, która trzyma się na uboczu, trochę w cieniu. Wyjątkowo nie chce błyszczeć a "jedynie" rozdaje karty wszystkim wymienionych nut oraz półtonów.
Delikatne i bardzo dyskretne.
Skład:
geranium, absolut różany, irys, drewno cedrowe, drewno gwajakowe, kumaryna, paczuli, labdanum, piżmo
Musk Extrême
Krańcowe Piżmo?
Przesadzone? Takie, że już nie sposób posunąć się dalej w "piżmowości"? O, nieee...! ;)
Oczywiście, że się da. Tylko twórcy pachnidła zrezygnowali z przesunięcia tej trudnej dla mnie nuty ad absurdum, gdzie już tylko irytujące mydliny oraz bliżej nieokreślony "organiczny smrodek". W omawianym przypadku na czoło wysuwa się akord świeży, nieco mydlany, zresztą szybko dryfujący w stronę grafitowoszarej, ciepłej cielesności. Jednak w dalszym ciągu "czystej", tak symbolicznie jak dosłownie. ;)
Musk Extrême zresztą szybko okolono jednolitym, gęstym bukietem kwiatów (które jednak pozbawiono sporej części przyrodzonej im siły), szczególnie jasnym, ostrym, delikatnym irysem jak w
Ambar Jesusa del Pozo. Nawet bazowa, nienarzucająca się, daleka od kulinarności słodycz, tez ma w sobie coś z rzeczonego
Ambar.
Bardzo ładne, spokojnie zmysłowe, odrobinę senne, błogie piżmo. Warte, by zanurzyć weń nos. :)
Skład:
bergamotka, absolut różany, goździk (kwiat), kumaryna, wanilia, ambra, piżmo, irys
Oud Imperial
Oud ostry, dymny, przyprawowo-żywiczny, nieco gorzki, krystaliczny. Najbardziej typowy przez co wydaje się najsłabszym, najmocniej zgranym elementem całej serii.
Z czasem coraz więcej w nim kadzidła oraz spalonych ziaren kminku. Po jakimś czasie pojawia się silne drewno cedrowe (po raz pierwszy, choć nuta przewija się po chyba wszystkich pachnidłach marki) złączone w całość z wetywerią zatrzymaną dosłownie o krok od octowej kwasoty. No i labdanum z szafranem, powoli acz konsekwentnie ocieplające kompozycję.
Dosyć mocne, o średnim sillage.
Chociaż niezbyt oryginalne.
Skład:
jaśmin, kminek, szafran, paczuli, oud, dalbergia szerokolistna, drewno sandałowe, drewno cedrowe, labdanum, wetyweria
Wszystkie pachnidła stworzyła w roku 2012 rodzina Perris (kolektywnie? jak Durante od Pro Fumum Roma?).
[ta sama, która wcześniej wskrzesiła markę Houbigant]
Charakteryzują się przyzwoitą, kilkugodzinną trwałością.
Może nie rewelacja ale kawał przyjemnego, acz wtórnego perfumiarstwa - i owszem. Kto lubi podobne klimaty, nie zawiedzie się. ;) Kto nie jest ich oddanym miłośnikiem ale chciałby/chciałaby zmienić zdanie, argumentów niech poszuka gdzieś indziej.
Gdyż pachnidła wydają stworzone dla miłośników niszowej ostrości (z wyjątkiem
Oudowych Lasów oraz
Piżma); przekonują już przekonanych, jeśli wiecie, o co mi chodzi. :)
___
Dziś
Fireside Intense od Sonoma Scent Studio (aczkolwiek obecnie zbyt wiele go na sobie nie czuję; 'Perrisy', zdaje się, nie znoszą konkurencji ;) ).