niedziela, 22 października 2017

Październikowa kołysanka

Jesień. Prawdziwa polska jesień, złota i ciepła ale też taka, jak dziś za dolnośląskim oknem: chłodna, sina oraz deszczowa, wymaga odpowiedniej oprawy. Również olfaktorycznej.
Skoro więc na co dzień w sposób dosłowny otulamy się miękkimi swetrami a metaforycznie kubkiem ulubionej herbaty albo filiżanką aromatycznej kawy, dlaczego nie poszukać ich perfumowego odpowiednika? Przecież to wcale nie jest trudne! :) Nie trzeba wcale rozglądać się daleko, by znaleźć dla siebie odpowiednią dawkę słodkiej wanilii, mięciutkich jak kaszmir nut ambrowo-żywicznych oraz kilka szczypt zamorskich przypraw czy tak cienkiej, że nieomal niewidocznej strużki kadzidła dla dodania całości odrobiny pikanterii. Przyjaznego, nieszkodliwego cienia w stosunku do tych wszystkich złamanych różów i złocistości.

Feather, Beverly Harrison

Aby znaleźć perfumy delikatne i mięciutkie jak piórko - a przy tym oswojone przez ogół mniej wprawnych nosów a jednak dalekie od banału - wystarczy wejść do dowolnie wybranego centrum handlowego. ;) Następnie udać się do zazwyczaj niewielkiego sklepiku, zajmowanego przez pewną (niegdyś) zieloną i ekologiczną markę rodem z Francji. I poprosić o tester Voile d'Ambre z ich najbardziej kosztownej linii zapachów Secrets d'Essences. A potem przekonać się, że nie wszystko tandetne, co się złoci i różowi (oczywiście metaforycznie). ;)

Chcąc być uczciwą muszę przyznać jedno: to na pewno nie są perfumy oryginalne. Istnieje co najmniej sto pięćdziesiąt pachnideł, które doborem składników lub ogólnym charakterem przypominają naszego dzisiejszego bohatera. Od Eau des Merveilles czy Eau de Mandarine Ambrée Hermèsa począwszy, przez chociażby un Bois Vanille Lutensa czy L Lolity Lempickiej, Candy Prady, Musc Ravageur z cyklu Frédérica Malle, Tam Dao od Diptyque, nieodżałowany Black Cashmere Donny Karan aż po mniej więcej połowę wspomnianej serii Secrets d'Essences marki Yves Rocher: Vanille Noire, Rose Absolue, Accord Chic... I tak dalej.
Nawiasem mówiąc trudno byłoby się temu dziwić zważywszy na fakt, jak często sięgamy po perfumy "otulające"; mające w zamierzeniu poprawiać humor noszącej je osoby, przywodzące na myśl słodkie i beztroskie lata dzieciństwa. We flakonach perfum szukamy błogości - i właśnie ją dostajemy, każdy w dokładnie takiej postaci, do jakiej tęskni. Jest w tym coś baśniowego, przyznajcie.

Feather, Craig Saunders

Zatem cóż takiego wyjątkowego kryje się we Voile d'Ambre, że aż sprowokowało mnie do odnalezienia w Sieci odpowiednich fotografii oraz ponadgodzinnego stukania w klawiaturę komputera [a przede mną pewnie jeszcze drugie tyle ;) ]? Czym wyróżniają się te perfumy?
Przede wszystkim - niespodzianką oraz nostalgią.

Przyjemnym, choć przecież powtarzającym się zdumieniem, jak świetne mogą być pachnidła z niezbyt wysokiej półki cenowej. A przecież nie od dziś wiem, że we współczesnym perfumiarstwie cena wonnego eliksiru dawno już przestała być adekwatna do jego jakości, natomiast od Yves Rocher w tym względzie zawsze należy oczekiwać przynajmniej porządnej rzemieślniczej jakości (acz nierzadko i Sztuki przez duże S). No tak, wiem ale i tak zawsze mnie to zdumiewa. ;) Bo nie oszukujmy się: gdyby podobna kompozycja wyszła pod szyldem butikowej kolekcji Guerlain czy Diora - co na tle ich najnowszych masowych premier i tak stanowiłoby przyjemną odmianę - bez mrugnięcia okiem zapłacilibyśmy za nią nie 150 ale 1500 złotych. I bylibyśmy zadowoleni z zakupu.
Tyle, jeżeli chodzi o niespodziankę, natomiast w kwestii nostalgii... Przejdźmy do rzeczy, nim zamarudzę Was na amen. ;)

Feather, Chris Jones

Otwarcie Woalu jest zaskakująco ostre ale już od pierwszej sekundy naznaczone wyraźną roślinną lekkością; to wiosna w mandarynkowym sadzie, bujnym młodą, niedojrzałą, seledynową i sprężystą zielenią. Zielone są soki drzewka owocowego spadające na oplątujące go, kolczaste, agresywne chociaż piękne liany. Biedna mandarynka cierpi ale nic nie mogę z tym zrobić. Dlatego w sposób niepodobny do siebie - a może właśnie dla mnie typowy, jak typowym jest dla większości z nas? - odwracam wzrok ku nadciągającej żywiczności. Ku pikantno-słodkiej, wibrującej mirrze, lekko migdałowemu opoponaksowi oraz ciemnej słodyczy niejadalnej wanilii, wszystkim poprzedzanym przez kolejny akcent zieleni: tym razem jest to ciemny, niosący w sobie zapowiedź dymu, nieomal skórzasty kardamon. Jednak on pojawia się na skórze niczym efemeryda lub spadająca gwiazda. Błysk! I już go nie ma.
Zostają żywice oraz wanilia, gotowe do odtańczenia jakiegoś dostojnego i starego tańca. Może pawany? W każdym razie wszystko, co dzieje się na mojej skórze po odsunięciu w niebyt wszelkich zieleni okazuje się klasycznym umilaczem złożonym z ciepłych, nieco chropowatych ale w gruncie rzeczy szalenie przyjaznych nut żywiczno-drzewnych na niewzruszonym waniliowym postumencie.

Owszem, mirra co nieco dokazuje, między innymi sprowadzając cienkie strużki niemal czekoladowego w barwie kadzidła z bliżej nieokreślonych żywic, pojawia się także ciepły, gładki, przesycony Orientem sandałowiec ale żadne z nich nie jest w stanie wytrącić Voile d'Ambre z charakterystycznego dlań błogostanu. Całość pełga po mojej skórze, płoży się bez pośpiechu ani zbytniej gęstości. Po prostu jest. Żyje. Pozwala się podziwiać, niczym przechadzający się paw albo modelka na wybiegu. ;)
No i stopniowo zanika w sposób całkowicie pozbawiony ostentacji. Wykrusza się drobnym żywicznym piaseczkiem, który gdzieniegdzie tylko zdołał rozgrzać się kadzidlanym żarem oraz rozpuścić w wonnym dymie. Czas mija aż w końcu na ciele pozostaje tylko lekkie, słono-labdanowe westchnienie syntetycznej ambry oraz ciepła, coraz bardziej jasna wanilia.

Jest ciepło, miękko, bezpiecznie i błogo. Chcę spać.


Rok produkcji i nos: 2005, Olivier Pescheux

Przeznaczenie: zapach skomponowany z myślą o kobietach i trzeba przyznać, że to na naszej skórze prezentuje swoje najbardziej typowe, bezpieczne wcielenie. Jednak my nie lubimy typowości,, prawda? :) Więc polecam Voile d'Ambre również mężczyznom, na których ciele zapach może buchnąć większym dymem lub zamienić się w spalony i przewiany wiatrem las. Na przykład. ;)
Jeżeli natomiast chodzi o bardziej charakterystyczne cechy, to omawiana kompozycja okazuje się całkowicie godna swojej nazwy; otacza naszą sylwetkę zwartym ale nienachalnym woalem i delikatnie wokół niej wiruje tudzież układa się ze spokojem. Dlatego pasuje na wszelkie możliwe okazje: do pracy w październiku, na bal w styczniu czy na grilla w sierpniu. ;)

Trwałość: w granicach pół doby a więc świetna

Grupa olfaktoryczna: orientalno-drzewna

Skład:

Nuta głowy: zielona mandarynka, kardamon
Nuta serca: opoponaks, mirra, kadzidło
Nuta bazy: drewno sandałowe, paczuli, wanilia
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. https://www.flickr.com/photos/luvramblin/12041476074/
2. https://www.flickr.com/photos/29614669@N04/2942789064/
3. https://www.flickr.com/photos/stopherjones/6172535171/

niedziela, 15 października 2017

Kompania braci


Któż z nas o nich nie słyszał? Jeżeli nawet przespał lekcje historii poświęcone wyprawom krzyżowym, z pewnością natknął się przynajmniej na kilka hollywoodzkich przebojów, seriali telewizyjnych, popularnych powieści, gier komputerowych, teorii spiskowych, coraz bardziej nośnych, niebezpiecznych trendów politycznych lub chociaż na naszego poczciwego Pana Samochodzika!



Nie jest możliwe, aby ktokolwiek pozostał całkowicie obojętny na opowieści o templariuszach. Członkach Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, nieustraszonych rycerzach, zręcznych bankierach, pysznych politykach, pomysłowych menedżerach. Dzięki nim Szwajcarzy poznali pojęcie tajemnicy bankowej, Anglicy stworzyli swoje słynne na cały świat struktury prawne a masoni odziedziczyli miłość do tajemnicy oraz (być może) kilka mniej lub bardziej niezidentyfikowanych sekretów. ;)
Wykończył ich piątek trzynastego, który właśnie z ich powodu uznawany jest za pechowy dzień.

Templariusze władają naszą wyobraźnią w większym lub mniejszym stopniu. Waszą, moją oraz wszystkich osób, które znamy. Zdumiewają, zastanawiają, fascynują, niekiedy niezdrowo [na przykład pewnego owładniętego obsesją, bezwzględnego norweskiego terrorystę lat temu sześć z okładem]. Czy jednak kiedykolwiek pomyśleliśmy o nich jako o ludziach? Takich jak Wy czy ja?
Czy rozważaliście kwestię rycerzy świątyni Salomona w kontekście zmęczenia? Albo tęsknoty? Rozczarowania? Marzeń oraz wspomnień?


Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, co mogło czuć tych siedmiu francuskich facetów, którzy całkiem jak w domu na horyzoncie widywali co prawda wzgórza, te jednak nie były pokryte zielonymi winnicami, jak to w Szampanii lub Burgundii ale spalonymi bezlitosnym słońcem oraz owianymi bezwzględnym wiatrem szaro-buro-żółtymi, praktycznie gołymi, piaszczysto-żwirowymi skałami okolic Jerozolimy. Którzy tak samo jak we Francji zamieszkiwali budowle z kamienia ale jakże daleko temu było do ich rodzinnych zamków!
W odróżnieniu od swoich pseudonaśladowców z XXI wieku oni doskonale zdawali sobie sprawę, gdzie znajduje się opisywana w Apokalipsie dolina Armageddonu. Przecież właśnie do niej trafili. I walczyli w niej o przetrwanie, dosłownie oraz w przenośni (a przynajmniej tak to sobie wyobrażali).
Siedmiu mężczyzn: Hugo, Mikołaj, Piotr, dwóch Godfrydów oraz dwóch Janów. Taka to była band of brothers ;)

Autorka: Eve Andersson, 2010.

Dlatego abstrahując zupełnie od naszych prywatnych sympatii politycznych ale wracając na bezpieczny grunt stricte perfumowy zastanówmy się, jaki zapach mógłby pomóc Europejczykom, rzuconym przez los w niegościnne, niezrozumiałe, tak bardzo obce ziemie? Według mnie pomostem pomiędzy dwoma światami: kolebką cywilizacji zachodniej oraz egzotycznymi ziemiami na Wschodzie, o które ludzie walczą od zarania dziejów, mogłoby być Néroli Oud od Au Pays de la Fleur d'Oranger, Kraju Pomarańczy; a nim przecież jest nie tylko piękna południowa Francja, Hiszpania czy Włochy ale równie dobrze i współczesny Izrael, Liban oraz... Syria. Ziemie ciągłej wojny.
Czy więc ból i pomarańcze pasują do siebie?

Moim zdaniem jak najbardziej, o ile zestawimy je w umiejętny sposób: z filozoficznym stoicyzmem, lekarską troskliwością oraz żołnierską zaciętością jednocześnie. Gdzie z samotnego, rzęsiście oświetlonego drzewka pomarańczowego śmieją się do nas jego białe kwiaty o charakterystycznym, roziskrzonym, tak świeżym że wręcz surowym, lekko medycznym aromacie. Tak zwykle wygląda na mojej skórze olejek nerolowy, nieznacznie złagodzony bergamotką.
Tym razem jednak nie zdążę nawet mrugnąć, kiedy dołącza do niego ciemna, żywiczna gorycz, zupełnie pozbawiona pierwiastka ludzkiego. Srebrzysta jak rozgrzana stal, jak smukłe smugi dziwnego dymu, dolatujące do nas prosto z muzułmańskiej dzielnicy Jerozolimy. To oczywiście oud, bardziej w postaci suchych grzybnych drewienek aniżeli potężnej chmury kadzidła, znanej chociażby z Dark Aoud Montale. Nie, to bardziej Oud Royal Armaniego osiadający na bazie Neroli Portofino Toma Forda. Wyczuwam również podobieństwo do Akowy od M. Micallef.

Old Jerusalem behind the olive tree, autor: Alex Levin

I tak jak w prawdziwym życiu, jak w wirze Historii przez duże H, według jednych zapewne ów dym będzie tłamsił wonne kwiaty oraz pierwsze drobne, jeszcze zielone owoce, według innych połączy się z nimi w idealnej, praktycznie rodzinnej zgodzie, kolejni natomiast będą chcieli widzieć w tym wszystkim moralne zwycięstwo rośliny. ;) Natomiast ja zamknę wtedy oczy i poczuję... ciepły kurz, wielotysiącletni proch ulicy, osiadły na rozgrzanych bliskowschodnim słońcem złocistych murach wcześniej, niż można byłoby przypuszczać. Zresztą... kogo w czasach zamętu interesuje taki śmieszny drobiazg, jak kurz? Lecz zostawmy to, pozwalając strzelistym nutom neroli oraz oudu rządzić wonną rzeczywistością Néroli Oud ku radości lub zgryzocie całego świata.
Dość powiedzieć, że pachnidło na mojej skórze nie zmienia się aż do samego końca, wciąż pozostając dwugłosem nut tytułowych, zza których tylko czasem wyglądnie a to bliżej nieokreślone, pociemniałe ze starości drewno, a to wspomniany sędziwy kamień, a to rzadka jak śnieg w Śródziemnomorzu nuta cukrowej słodyczy kandyzowanych owoców tudzież nieco częstsza lekko kwaśna jaśminowa bryza.

Potrzebuję czasu aby pojąć, że walka w Néroli Oud właściwie nią nie jest, choć nie jest też współpracą. Nie muszę jej rozumieć, aby móc zauważać drobiazgi, jakie niesie życie i cieszyć się nimi.
Kto wygrał, kto przegrał? Czy to naprawdę takie ważne?


Mam ochotę zakończyć niniejszą impresję - nie mam sumienia nazwać tego tekstu recenzją - odstępstwem od tzw. historycznej prawdy i wyobrażeniem sobie, że krwawy konflikt sprzed tysiąca lat nie skończył się tak, jak mówią nam podręczniki. Nie całkiem.
W zupełnie innym kraju i w znacznie późniejszych czasach trzech kolejnych "braci" śpiewało o jeszcze innym miejscu oraz epoce ale podzielając wciąż te same, niezmienne uczucia:

"Stratowaną dziedziną Bawarów
Oddział wlecze się osobliwy:
Maruderzy spod wszelkich sztandarów,
Jeden bliźni drugiemu, bo żywy".

Ból, gniew, złość, obojętność, znużenie, odwagę, tchórzostwo, zmęczenie, słabość, siłę, zniechęcenie, nadzieję...


Rok produkcji i nos: 2015, Jean-Claude Gigodot

Przeznaczenie: zapach idealnie uniseksualny, swoim charakterem oraz przebiegiem nie zabiegający o przychylność żadnej z płci, za to niezwykle wyraźny i chętny do ciągnięcia się za uperfumowaną osobą wiotkim i półprzejrzystym woalem.
Dlatego  uważajcie na dawkowanie, choć do okazji Néroli Oud pasuje każdej.

Trwałość: w granicach pięciu-sześciu godzin wyraźnego trwania oraz co najmniej drugie tyle dyskretnego, stopniowego zamierania.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-kwiatowo-drzewna

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, kwiat pomarańczy
Nuta serca: jaśmin, róża, kandyzowane owoce, oud
Nuta bazy: akordy balsamiczne oraz słodkie, oud
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.alekinoplus.pl/program/film/templariusze-milosc-i-krew_42815
2. http://www.telemagazyn.pl/artykuly/templariusze-w-grudniu-nowy-serial-w-hbo-i-hbo-go-wideo-zdjecia-60571.html
3. http://www.eveandersson.com/photo-display/large/israel/jerusalem-jewish-quarter-beit-el-road-or-nearby-orange-tree.html
4. https://artlevin.com/product/old-jerusalem-behind-the-olive-tree/
5. https://www.themoviedb.org/movie/38543-ironclad