niedziela, 22 lipca 2018

Perfumy dla Śpiącej Królewny

Kiedy spojrzeć na listę szkiców kolejnych recenzji, ten blog odżył na dobre i ma się rewelacyjnie: kilka pachnideł vintage, zapachy Jo Malone, wpisy porównawcze Cabotine de Grès i Tendre Poison Diora, Accord Chic Yves Rocher oraz Nu od YSL... Słowem cud, miód i orzeszki. ;) Tymczasem jak jest, każdy widzi.

Czasem jednak coś zagra mi w duszy na tyle mocno, że siadam, szukam, coś tam sobie skrobię i już trzy do sześciu godzin później możecie przeczytać kolejną recenzję. ;) Tak jest i dziś.
Dlatego dziś zapraszam Was do zaczarowanego lasu, gdzie ciepłe słoneczne promienie oraz migoczące, złociste cienie wywabiają ze swoich ukryć małe skrzydlate wróżki*. ;P Czy jakoś tak.

My magic moment, Claudia Dea

Ów las wyrasta dla mnie prosto z Fancy Nights amerykańskiej piosenkareczki i aktoreczki, niejakiej Jessiki Simpson. Piszę o niej trochę nieładnie ale przecież podpisanie się pod pachnidłem tak dalekim od słodziaczkowego legionu celebryckich soczków musiało wymagać od gwiazdy pewnego charakteru.
Wszak Fancy Nights - skądinąd od lat znane perfumowej społeczności (może za wyjątkiem największych olfaktorycznych pozerów, co to poniżej autorskiej linii Kurkdjiana nie spoglądają) - zapachem jest nietypowym. I nie tylko z perspektywy swojej rodziny.

Dla mnie to kompozycja-kompromis. Coś zatrzymanego dokładnie w połowie drogi pomiędzy głównorynkowymi bestsellerami a znacznie mniej szablonowymi kompozycjami dla klasy średniej (niszo- lub butikolubnej, bez różnicy). Kompozycja, w której mogłaby się odnaleźć zarówno wychowana na filmach wytwórni Disneya i zaczytana w morzu powieści o miłości wampirzo-ludzkiej nastolatka, jak i jej stawiająca pierwsze kroki w prawniczej karierze starsza siostra; a niewykluczone, że również i matka obu dziewcząt. W czym omawiany zapach przypomina inne wylatujące ponad poziomy perfumy celebryckie, Covet od Sary Jessiki Parker.

Fancy Nights rzeczywiście do pewnego stopnia są fancy, migotliwe i zwracające uwagę. W pierwszej chwili uderzające w nozdrza spieczoną, brunatną, spękaną ale przy tym miękką (?) paczulową ziemią, na której wylądowały równie aromatyczne połamane drobniutkie gałązki. W tym momencie mieszanina przypomina mi kompozycje w duchu Prady Amber albo wręcz muglerowskiego Angela w jego przytulnym, kocio-mruczącym wcieleniu.
Dopiero po chwili paczulowy monolit zaczyna się kruszyć i zmieniać w pył, z czasem coraz drobniejszy, dołączają doń słodkości w rodzaju ciemnej wanilii, maślano-śmietankowego sandałowca, krystalicznego, nieco pierzastego akordu ambrowego. Z czasem paczuli jest coraz mniej ale nie znaczy to, że znika; raczej pięknie wtapia się w olfaktoryczny krajobraz, jednoczy się z nim. Aż w końcu zamiera razem z resztą mieszanki; powoli, ledwie zauważalnie, na raty.

To nie są perfumy wybitne, w żadnym wypadku. Nie są nawet wyjątkowe w rozumieniu czysto sentymentalnym; istnieje zbyt wiele dzieł podobnych a powstanie ich jeszcze co najmniej drugie tyle. Fancy Nights okazały się jednak miłą niespodzianką. Może niekoniecznie jest to szypr, jak chciałyby perfumowe portale internetowe, jednak ciekawe damskie ujęcie perfum paprociowych i owszem. ;) W pewnym sensie.
Wakacyjna wizyta w zaczarowanym lesie rodem z psychodelicznie pokolorowanych dziecięcych kreskówek.


Rok produkcji i nos: 2010, Steve Demercado

Przeznaczenie: wiele osób uznałoby pewnie FN za perfumy idealne na wieczór lub chociaż zimniejszą część roku ale oczywiście nie jestem jedną z nich. :P Na mojej skórze zimą rzeczone pachnidło okazuje się raczej nudnawym, paczulowym otulaczem o quasi-orientalnej bazie i niczym więcej. Paczulowe drgania, miękka ziemia czy inne takie pojawiają się dopiero latem, kiedy powietrze wokół mnie jest nagrzane i woła o odrobinę cienia.

Trwałość: w granicach pięciu czy sześciu godzin wyraźnej egzystencji oraz kolejnych parę stopniowego zaniku.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-orientalna

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, papirus
Nuta serca: paczuli, róża, jaśmin
Nuta bazy: wanilia, drewno sandałowe, mech dębowy, akord ambrowy
___
Dziś noszę Gold od Donny Karan.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1.https://www.flickr.com/photos/135366503@N05/40000920094/

* "Gdy ci smutno, gdy ci źle, weź LSD i pokoloruj mnie" - Andrzej Rysuje o sowie z kolorowanki dla dorosłych w okresie szczytu popularności tychże. ;D