poniedziałek, 30 stycznia 2012

Zwarcie na łączach?

Ludziom z Selective Beauty najwyraźniej coś nie wyszło. Bowiem cztery lata temu koncern postanowił wzbogacić jedną ze swoich marek o dzieło inspirowane "ciepłymi i delikatnymi aromatami zmysłowego drewna kaszmirowego, ale także kaszmirowej tkaniny, połączonych symbolicznie". Cud ten pojawił się w sklepach jesienią, co akurat było strzałem w dziesiątkę, gdyż - jak mało który zapach głównego nurtu - do kreacji jesienno-zimowych pasowało jak ulał. :) Nadal pasuje, aczkolwiek w tym konkretnym przypadku raczej trudno mówić o połączeniu konwencjonalnym, bezpiecznym i nudnym. Ponieważ pachnidło, zamiast wrażenie wywołane chłodem łagodzić, tylko je podkreśla. I jak go nie kochać?? ;)
Czego dokładnie?
Kashminy Touch. :)

Kompozycja bowiem rzadko kiedy jest ciepła, gładka, życzliwa w sposób, jakiego zwykle oczekujemy. Ona jest starannie wysuszona, drzewno-pieprzowa, cedrowo-żywa, gorzkawa; niepokorna i wibrująca, wprawiająca olfaktoryczny kamerton w nieustanny taniec na amplitudzie najwyższej z możliwych. Odważna, niepokorna, stanowcza, kiedy trzeba agresywna ale równocześnie życzliwa, cierpliwa, pełna blasku a nawet nienachalnie zmysłowa. Kobieca, jeśli z "kobiecości" odjąć wszystkie niemożebnie tandetne, oklepane, patriarchalne pierdółki typu "taka mala, taka slaba". W każdym razie - Kashmina Touch w niczym nie przypomina dzisiejszego bestsellerowego badziewia, które próbuje się nam, kobietom, wciskać.

Rozpoczyna się akordem zimnym, ostrym i zaczepnie agresywnym, skomponowanym na bazie drewna cedrowego oraz doskonale suchego, wypranego ze słodyczy olejku cytrusowego (jednak nie wiem, czy pod nos podtykają mi grejpfruta, cytrynę czy cedrat). Dopiero po chwili, kiedy mróz nieco odpuszcza, pojawia się gorzkawa, charakterystyczna woń migdałowego mleczka lub też amaretto, jak chcą spisy nut, zaś świeżo pocięte cedrowe deski schną, rozgrzane promieniami słońca, stworzonego przez mój uwielbiający paradoksy mózg. ;) I kiedy drewno stanie się całkiem suche, migdały połączą się z łagodnymi woalami bliżej nieokreślonych kwiatów a gdzieś od dołu wybijać się pocznie nuta gładko-kremowego, waniliowo-sandałowcowego drewna kaszmirowego, zaś cała kompozycja rozpocznie wsteczny marsz ku kolorom jesieni, na scenie zjawi się składnik, któremu Kashmina Touch zawdzięcza całą swoją niezwykłość - iso e super. Tak, to wspaniałe, drzewne, suche, apetyczne iso. :) Dzięki jego wstawiennictwu mieszanina przestaje być konglomeratem dziesiątek najróżniejszych wariacji, nut i półtonów a zaczyna przeistaczać się w jedną, perfekcyjnie zgraną orkiestrę. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko trafia na właściwe, sobie tylko przypisane, miejsce.
Jest pięknie, szykownie choć niekoniecznie gładko; miękko w sposób niesztampowy, zbliżony do finezyjnej stolarki z giętego drewna. Sucho, cedrowo, lekko słodko i migdałowo. Całość odstaje od ciała i otacza je zwiewnym, nienachalnym cirrusem, ściele się po otoczeniu, które wodzi za nosy i każe pytać o nazwę pachnidła. Zawadza o zmysły, pobudza rozum a zostaje w sercu, na trwałe. A to wszystko dzięki frapującemu iso e super. :)

Rok produkcji i nos: 2008, Olivier Cresp

Przeznaczenie: zapach stworzony z myślą o kobietach, chociaż mogłoby go nosić wielu mężczyzn [i nikt postronny nie odgadłby nawet rozmiaru dżenderowej prowokacji, jaka właśnie staje się jego lub jej udziałem ;P ], na wszelkie okazje, niezbyt bliski skórze

Trwałość: słaba strona KT - w porywach do pięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna

Skład:

Nuta głowy: amaretto, cytryna Amalfi
Nuta serca: gorzka pomarańcza, akordy kwiatowe
Nuta bazy: drewno cedrowe, drewno kaszmirowe, piżmo
___
W tej chwili Artemisia marki Penhaligon's.

P.S.
Pierwsza ilustracja to dzieło amerykańskiego malarza Milesa Baira, noszące tytuł
Dwa ośnieżone cedry. Pochodzi STĄD.

10 komentarzy:

  1. trzeba w takim razie rozważyć testy :P A coś podobno ostatnio znika ze sklepów..

    OdpowiedzUsuń
  2. Niemożebne! Jej! W takim razie trzeba robić zapasy. Ech...
    I już wiem, co wysłać Ci w dziękczynnym liście. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Drzmi świetnie. Rzut oka na listę składników także zwiastuje potencjalny hit. Pytanie tylko: co to za kwiaty?

    OdpowiedzUsuń
  4. I tak właśnie jest; hit na pewno, ale raczej nie komercyjny. ;> Z kwiatami miałam kłopot, ponieważ naprawdę trudno je zidentyfikować. Początkowo myślałam o róży, bo ona także ma lekką pieprzową poświatę, później przyszedł mi na myśl kwiat pomarańczy, potem coś jakby aksamitka a później to już nie wiem. :) W każdym razie żadnych lilii, jaśminów, tuberoz i innych frezji; uszczerbku na męskości za grosz. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. A mnie interesuje, czy Twoim zdaniem wpływ na "wielkość" danej kompozycji ma również jej trwałość. Jak ważna jest to dla Ciebie ta cecha przy dokonywaniu oceny perfum? Czy za arcydzieło byłabyś skłonna uznać coś, co trwa na skórze 1h lub nawet krócej, czy też w tym kontekście nie ma to dla Ciebie żadnego znaczenia?

    OdpowiedzUsuń
  6. Trudno powiedzieć. Równie dobrze można zapytać, czy na większy szacunek zasługuje świetna książka mająca 100 stron czy równie dobra o grubości przeszło tysiąca? Nie mam pojęcia. :)
    Na pewno przy znakomitej jakości żal, że książka szybko się kończy jest większy. ;) Lecz jeśli mamy do czynienia z nowelą, tekstem monodramu albo innym haiku? naprawdę niełatwo coś takiego ocenić.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm... pytam, bo zawsze mi się wydawało (może źle), że o "arcydzielności" jakiejś kompozycji zapachowej decyduje także jej trwałość, że arcydziełem nazwać można tylko coś, co pod każdym względem jest doskonałe.

    Jednak zgadzam się z Tobą - nie jest to łatwa sprawa. Ale nie pomogłaś - myślałam, że razem stworzymy definicję idealnego zapachu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak będziemy miały wolne jakieś 450 lat na rozmyślania to może - może - coś wspólnie wykombinujemy. :))

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )