poniedziałek, 27 października 2014

Równikowe uroczysko

W ramach cyklu recenzji skrótowych dziś po raz kolejny zaglądam do notatek a tam... wzrok sam pada na krótki opis jednej z wakacyjnych próbek od Poli. (Jeszcze raz pięknie dziękuję!)
I pomyśleć, że aż do teraz nie opisałam takiej cudowności! :]


Olympic Rainforest marki Olympic Orchids to dzicz, busz, gęstwina w pełnym tych słów znaczeniu. :) Pozornie chaotyczna, nadmiernie wybujała zieleń; mchy i grzyby o ostrym zapachu, aromatyczne połamane gałęzie i zdrewniałe pnącza, zaplątane bardziej niż zeznania księgowego mafii; butwiejące drewno, lasy namorzynowe, bliżej nieokreślone kwiaty i owoce; olbrzymia wilgotność, charakterystyczny aromat gruczołów dzikich zwierząt w porze godowej, w tle jakaś pikantna, roślinna ale zupełnie niekulinarna słodycz. Gdzieś wysoko widać promienie słońca, przesączające się przez korony drzew ale na poziomie gruntu panuje co najwyżej półmrok.
Tu najwięksi dziewiętnastowieczni europejscy zdobywcy nieodkrytych lądów nie mieliby najmniejszych szans - ich maczety pokruszą się w starciu z obłędną gęstwiną flory, przerdzewieją od gorąca i upału. Zdradliwie śliskie korzenie i głazy, pokryte wilgotnym mchem, odpowiadałyby za niejedną połamaną kończynę ekspedycji naukowej. Miejsce stanowczo nie dla ludzi pozbawionych pokory.

Fenomenalne, silnie działające na wyobraźnię odzwierciedlenie równikowego uroczyska: tu mieszkają bogowie dżungli. Potężny, animistyczny logos, trzymający swój świat silną i pewną ręką, wyraźnie wyczuwalny na każdym kroku. Realistyczny czy abstrakcyjny?
To zależy wyłącznie od interpretacji.

Rok produkcji i nos: 2010, Ellen Covey

Przeznaczenie: zapach uniseksualny, kolejny pasujący raczej do miłośników określonego typu pachnideł (w tym przypadku: zdeklarowanych niszolubów ;) ) aniżeli przedstawicieli jakiejkolwiek płci.
O bardzo silnej emanacji, rosnącej wraz z temperaturą dookoła uperfumowanej osoby; jednak, co ciekawe, perfumy nie są skłonne tworzyć kilkometrowy ślad, dosyć szybko redukując się do żywo zielonej, głębokiej, gorącej i parnej, pumeksowo-porowatej [nie wiem, jak inaczej określić to uczucie] aury.
Na okazje raczej nieformalne, o ile sami po testach nie uznacie inaczej.

Trwałość: od sześciu czy siedmiu do przeszło dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna

Skład:

liście cedrowe, paproć, mech dębowy, wosk pszczeli, rododendron oraz kwiaty polne, borowik szlachetny, cyprysik Lawsona, jodła balsamiczna, mirra, (akordy piżmowe i kadzidlane)
___
Dziś noszę Brume d'Hiver marki Volnay.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://wallpaperswide.com/rainforest-wallpapers.html

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Oj, na wszelki wypadek najpierw przetestuj; moja próbka niestety została już obiecana Jarkowi S. (więc jakby co, wal do niego za kilka tygodni). ;)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )