Idę jak burza. ;) Przynajmniej, jeżeli porównać dzisiejsze tempo do dominującego na blogu od tygodni. Lecz w końcu recenzje zaległości (czasami wprost skandalicznych) same się nie napiszą. :) A niektóre zapachy czekają na swój moment... hohoho! i jeszcze dłużej.
Zupełnie, jak moja obecna bohaterka.
Ambre Nuit z butikowej linii perfum marki Dior to kompozycja, której nie ma sensu oceniać według oficjalnie deklarowanych spisów nut. Po prostu nie.
Gdybym zwracała na nie uwagę, być może w ogóle nie doszłoby do testów AN i straciłabym okazję spotkania z pachnidłem może nie fenomenalnym, na pewno nie wybitnym ale za to niezwykle przyjemnym i... ciepłym. Jak kakao czy ulubiona herbata, jak miękki koc, wełniane skarpetki i ogień w kominku w długie jesienno-zimowe wieczory. Bo dokładnie taki jest ów zapach. :)
Dużo drzewnej ambry, nieco złocistego labdanum; tabaka albo wiśniowy tytoń, przyjemnie wiercący się w nozdrzach; bób tonka oraz dosłownie łyżeczka konfitury z płatków róży. Rozczulająca miękkość, stuprocentowa przytulność, błogie ciepło, od którego powoli zamykają się powieki.
Rok produkcji i nos: 2009, François Demachy
Przeznaczenie: choć sam spis nut może pozornie sugerować użycie Ambre Nuit raczej kobietom (oczywiście, wyłącznie dzięki stereotypom w postrzeganiu zapachów), Wy bądźcie mądrzejsi i mu nie wierzcie. ;) Faktycznie to stylowy, bardziej nostalgiczny - albo barowy - uniseks. Tworzący wokół uperfumowanej osoby niezbyt gęstą choć wyczuwalną aurę, potem dużo bliższy skórze.
Trwałość: od sześciu-ośmiu godzin zimą do prawie szesnastu latem
Grupa olfaktoryczna: orientalna
Skład:
bergamotka, róża damasceńska, różowy pieprz, grejpfrut, szara ambra
P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://www.frenchcountrycottage.net/2014/01/a-cozy-home.html
Zakochałam się w tym zapachu (po przeczytaniu Twojej recenzji, osobiście się jeszcze nie poznaliśmy) - jest taki mój. I rzeczywiście nuty wydają się tworzyć zapach jakiś nijaki. Czasem nie ma co wierzyć producentom, trzeba samemu próbować i oceniać
OdpowiedzUsuńZdecydowanie muszę się z Tobą zgodzić. ;) I to we wszystkich kwestiach: mógłby przypaść Ci do gustu, nuty boleśnie nijakie (zgodziłam się na próbkę w wymianie zapachowej na zasadzie: "a co mi tam!" i nieoczekiwanie trafiłam w dziesiątkę :D ), a każde perfumy najbezpieczniej - i najciekawiej - jest przetestować na własnej skórze. Byle tylko życia starczyło! ;)
UsuńPrzyznam, że i dla mnie - nuty nie moje, do tego ambra w nazwie, z którą (ambra) mam mocno nie po drodze. Po przeczytaniu recenzji uznałam, że przetestować trzeba - i udało mi się dostać próbkę od dobrej duszy. I chyba przepadłam...piszę "chyba", bo noszę na nadgarstku dopiero od godziny. I zachwyca - mimo że jestem raczej miłośniczką drzewności, kadzideł, oudu, zapachów ocenianych często jako męskie.
OdpowiedzUsuńVI4
Ty i ja świetnie wiemy, że współczesna ambra z tą kaszalatową ma już coraz mniej wspólnego, nie tylko pochodzenie (co dziś oczywiste) ale i sam zapach też. Tutaj raczej pyszniły się twory okołoambroskanowe z wanilią, kaszmeranem, iso, labdanum et consortes. Więc cieszę się, ze spróbowałaś.
UsuńCzasami drzewności łagodne także się przydają. ;) A od (c)oudowności warto zrobić chwilę wytchnienia.