wtorek, 14 września 2010

Zła Pani leśnych dróg



Potężna, okrutna bogini, władczyni życia i śmierci. Znów będzie o Kali...? ;)
Nie, tym razem swoją bohaterką uczyniłam jej europejską siostrę, Babę Jagę.

Kiedy dziś mówimy "Baba Jaga" mamy na myśli starą, obrzydliwą czarownicę, obmierzłe, demoniczne babsko, chcące pożreć Jasia i Małgosię czy straszące poczciwych carewiczów w co drugiej rosyjskiej baśni. Bardziej zabawną niż straszną dziwaczkę, kompletnie zwariowaną psychopatkę; od stuleci niezmiennie fascynującą, w sposób przewrotny i dość niekonsekwentny. Dla mnie natomiast powyższa wizja stanowi okazję do zaobserwowania zmian, jakich w słowiańskiej mentalności dokonały przeprowadzana drastycznie chrystianizacja oraz coraz bardziej panoszący się patriarchalizm [czas przestać bać się tego słowa! ;) ].
Bo dla mnie Baba Jaga nie jest żałosną, zgrzybiałą psychopatką, a budzącą pierwotny lęk, przerażającą władczynią "tamtego świata", czymkolwiek by on nie był. Niebezpieczną Staruchą Mąk, jak chce etymologia; bóstwem, którego imię tak było święte, w tak wielką moc zaopatrzone, że stanowiło tabu. Zresztą, do dziś aktualne - bo jakoś nie chcę uwierzyć, by wspomniane wyżej miano było oficjalną nazwą bóstwa (podobnie, jak w przypadku Boga Izraela).

W mojej wyobraźni wizja wspomnianej Staruchy złączyła się z Cuir de Russie od L.T.Piver. I podobnie, jak Baba Jaga dzierżyła władzę zarówno nad śmiercią, jak i nad jej przeciwieństwem, takoż w Piverowym klasyku trudno doszukiwać się wyłącznie mroku oraz rzek spływających krwią pożartych dzieci.


Z początku czuć ciemną, dość wiekową skórę: taką, która rzeczywiście dość dawno temu posłużyła do uszycia praktycznego przedmiotu (mogą być i buty ;) ). Po chwili wyczuwam gęstą, lekko zatęchłą, dość złośliwą świeżość, przywodzącą mi na myśl kobietę przeklętą, która z własnej klątwy nic sobie nie robi i śmieje się prosto w twarze przerażonej wioskowej ludności, na czele z lekko struchlałym, poczciwym kapłanem tudzież wojami lokalnego władyki. To brzozowa kora, która z upodobaniem kpi sobie z tłuszczy i jej śmiesznych norm.
Widzę również przeogromne połacie stepu, nad którym wiszą ciężkie deszczowe chmury, roszące ziemię mżawką (a może to mgła opada?). Jest zimno i wilgotno.

Jednak z czasem mroki słabną, mgła się przerzedza; do chatki Baby Jagi dociera bezbronna, wypędzona z domu dziewczyna. A wiedźma nie tylko jej nie pożera, ale nawet proponuje dach nad głową, oczywiście w zamian za morderczą pracę od rana do nocy - nie ma łatwo. ;) Z czasem dziewczę przyzwyczaja się do nowego otoczenia i towarzystwa okrutnej bogini, stopniowo oswaja się z tym wszystkim, co - jeszcze nie tak dawno temu - budziło w niej paniczny lęk.
Dziś śmieje się z głupoty wioskowych bajarzy, którzy opowiadali o mieszkającej w lasach czarownicy "niewiadomoco" a sami, gnani chęcią udowodnienia własnej mężności, namiętnie mścili się na starej. W mojej wersji dziewczyna nie ucieka od Baby Jagi, nie staje się żoną przypadkowo przejeżdżającego w pobliżu księcia, nie daje się z powrotem zamknąć w klatce. Pozostaje dziwnym, brudnym, nienormalnym odludkiem. Jędzą na bis. I bardzo jej z tym dobrze! :)

W tym momencie do brzozowo-cyrusowej, stęchłej skóry dołączają nuty przypraw, ogrzewając i oswajając kompozycję. Wkrótce pogłębiają się, ustępując miejsca ciepłemu, przejrzystemu drewnu, zmieszanemu z gęstym, ciemnym miodem o ostrym smaku.
W finale daje się wyczuć powiew aldehydowy, miękko owijający się wokół nut korzenno-miodowo-brzozowych. Gdzieś w tle pobrzmiewa piżmo, co wiem dzięki delikatnej woni mydlin. :) Chyba służka Baby Jagi robi przepierkę. ;)
Wraca także akord skórzany, miękki, nieco mleczny, zatęchły i przykurzony jednocześnie. Mnie to się podoba.

A że opowiedziana przeze mnie historia nie przewiduje udziału mężczyzn?
Otóż bohater pewnej rosyjskiej baśni, carski strzelec, został zięciem Baby Jagi i wyszedł na tym jak najlepiej. ;)


Rok produkcji i nos: koniec XIX wieku (choć Basenotes podaje rok 1939), ??

Przeznaczenie: zapach powstały jako męski, ale dziś najlepiej sklasyfikować go jako uniseks; stosowny za dnia, jak i po zmroku

Trwałość: najsłabszy punkt Cuir de Russie - od trzech do sześciu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-aldehydowa

Skład:

skóra, mandarynka, bergamotka, nuty drzewne i korzenne, miód, kora brzozowa (ale to z pewnością nie wszystko)
___
Dziś noszę Womanity Thierry'ego Muglera.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. Baba Jaga autorstwa Wiktora Wasniecowa; z zasobów Wikimedia Commons.
2. Mój twardy dysk; grafika Iwana Bilibina najpewniej do Dzielnej Wasylisy.

2 komentarze:

  1. Miałam próbkę tego zapachu, i dość mi się podobał:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie wart jest uwagi - ani przesadnie świeży, ani super orientalny, nawet skóra bardzo dobrze ułożona. A jednak ma w sobie moc. ;)
    Istnieje też nowa, zreformowana wersja zwana po prostu Cuir, jednak jeszcze nie miałam z nią przyjemności (i jakoś się na to nie zanosi).

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )