Powiedzieć, że jako introwertyczka bynajmniej nie cierpię z powodu konieczności siedzenia w domu na czterech literach, to zdecydowanie zbyt oględne stwierdzenie.
Śpiew syreny autorstwa Tomasza Przyweckiego |
Prawda jest taka, że sporo jest we mnie (niebyt chwalebnej, przyznaję) satysfakcji, bo oto nareszcie mój styl życia stał się godny naśladowania a nie wiecznie tych wkurzających, głośnych ekstrawertyków, miotających się po świecie jak kurczak z odrąbaną głową [należę do pokolenia, które pamięta jeszcze takie widoki z dzieciństwa]. ;]
Nareszcie nikt nie ma prawa protestować, gdy po pracy pracownik po prostu idzie do domu, zamiast szlajać się po mieście z kolegami i szefostwem w ramach "spontanicznej" integracji. Nareszcie nikt nie wymaga small talku. Nareszcie nikt nie patrzy na mnie jak na aspołeczną wariatkę, gdy po raz kolejny na pytanie: "gdzie spędziłaś weekend?" odpowiadam: "w domu". Nareszcie czytanie książek i oglądanie seriali przestało być postrzegane jako tani erzac rozrywki, w sam raz dla unikających kąpieli nerdów czy innego pospólstwa. Nareszcie to my, introwertycy, możemy całemu światu powiedzieć: "a nie mówiłam? Nadmiar aktywności szkodzi". :P Każdy lubi - i powinien - mieć rację, przynajmniej raz na jakiś czas.
Nawiązując do dwóch kolejnych bieżących żartów mogę powiedzieć, że "ratowałam świat" na długo, zanim to się stało modne. :)
Trzęsacz autorstwa Tomasza Przyweckiego |
Po chwili namysłu znalazłam jeszcze jedno "nareszcie". Otóż być może nareszcie nie będę musiała opowiadać o swoich wakacyjnych miejscówkach ze sztucznie wyolbrzymianą mega-rezolutną pewnością siebie. Bo choć nigdy nie widziałam powodu, by wstydzić się spędzania urlopu w Przemyślu zamiast w Barcelonie, w Kotlinie Kłodzkiej zamiast na trekingu po Norwegii, w Lanckoronie zamiast w Cortonie, gdzieś nad tym "strasznie drogim" polskim morzem zamiast w pięciogwiazdkowym all excuseme na Riwierze Tureckiej lub w Tajlandii, to jednak ile z tego powodu doświadczyłam protekcjonalnych reakcji, wiem tylko ja.
Tymczasem obecna pandemia oraz będący jej oczywistym skutkiem kryzys ekonomiczny mogą spowodować, że tegoroczne wakacje - o ile gdziekolwiek wyjedziemy - spędzimy raczej na polskiej ziemi, lub ewentualnie za granicą ale na odległość jednodniowej jazdy samochodem od naszych domów. Tanie loty? Zapomnijcie!
Moi drodzy, nadchodzą lata, gdy siedzenie w kraju na czterech literach stanie się obowiązującą normą (przynajmniej na jakiś czas).
A skoro tak się złożyło, warto byłoby poszukać pozytywów i opowiedzieć co nieco o miejscu, które choć znajduje się w granicach państwa polskiego ogólnie i "takiej drogiej" gminy Rewal szczególnie, to jednak może budzić skojarzenie z zapachem luksusowych, niedostępnych w Polsce perfum o cenie rzędu 1000 zł za flakon. Taki naciągany snobizm.
[No właśnie, o perfumach spoza popularnych kanałów dystrybucji też chyba będziemy musieli zapomnieć].
Posłuchajcie o zapachu kadzidła, o świcie w Wielkanoc oraz o zmroku w Boże Narodzenie unoszącego się ponad plażą i morskimi falami wprost z widma zniszczonego wiejskiego kościółka. ;) Świątyni, która tylko w te dwa momenty w roku znów wydaje się być cała i unosić w powietrzu ponad nieistniejącym już klifem.
Widmowego kościoła, z którego słychać dźwięk widmowych organów i mszy odprawianej po łacinie oraz można poczuć aromat widmowego kadzidła...
Posłuchajcie...
Sztorm w Trzęsaczu autorstwa Tomasza Przyweckiego |
Albo i nie posłuchajcie. ;)
Możecie zamiast tego powąchać Sacred Water, stworzoną przez amerykańską markę the Harmonist. Na pewno nie pożałujecie, bo to nisza w klasycznym, starym stylu.
Takimi perfumami zachwycaliśmy się przed laty: nieoczywistymi połączeniami akordów, olfaktorycznymi niespodziankami, zaskakującymi delikatnością tam, gdzie spodziewaliśmy się mocnego uderzenia i na odwrót. Podobnie ma się rzecz z Sacred Water, które jest przede wszystkim kadzidłem. Typowym kościelnym dymem w stylu legendarnego Avignon od Comme des Garçons, Cardinala Heeleya tudzież la Liturgie des Heures marki Jovoy. A przecież w spisach nut kadzidła brak!
Jednak spisy spisami; wiadomo, że to po prostu jeszcze jedna marketingowa zagrywka oraz podpowiedź dla wszystkich, którzy z chemią mieli do czynienia po raz ostatni w szkole i nie bardzo czują potrzebę, aby wznawiać tę znajomość (nawet dla ukochanego hobby). ;P Dlatego możemy być pewni, że kadzidło w Sacred Water jest... po prostu ukrywa się przed nami, zostawiając wyraźne ślady i dając znaki swojej obecności; jak duch na początku horroru. ;)
Towarzyszy mu cała plaża; niepozorne grudki rozkosznie słodkawej szarej ambry, porozrzucane tu i ówdzie jak bursztyn, wyrzucone na brzeg drewno, jak gąbka nasiąknięte organicznym zapachem morza, ozoniczne powietrze, kamienie omywane zimnymi falami północnych wód, wiatr i przestrzeń...
Odwieczna historia, na pierwszy rzut oka tak niewidoczna, iż potrzeba dopiero ewidentnej podpowiedzi w postaci ruin porwanego przez fale kościoła, abyśmy raczyli zauważyć jej oczywisty wpływ.
Prawdziwy pomnik Natury krzyżującej plany Kultury* oraz jej twórców. Symbol nieplanowanych zmian w ludzkiej codzienności.
Co mają do tego wszystkiego perfumy o nazwie Sacred Water? Wszystko!
Każde napisane tu słowo dotyczy ich w sposób możliwie precyzyjny.
Chyba nikt, kto tu zagląda nie spodziewał się przyziemnego opisu nut...? ;D
Rok produkcji i nos: 2015, Guillaume Flavigny
Przeznaczenie: doskonale wyważony uniseks z samego środka skali, pasujący bardziej do charakteru i temperamentu aniżeli do posiadanej pary chromosomów. ;) Za to bez dwóch zdań bardzo cichy i wycofany, trzymający się tuż przy ciele i znikający zeń przy pierwszej nadarzającej się okazji. To jedyna wada Sacred Water.
Trwałość: w granicach trzech lub czterech godzin
Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna
Skład:
Nuta głowy: mięta pieprzowa, akord jodu, aldehydy
Nuta serca: akord morski,glony
Nuta bazy: akord ozonowy, szara ambra, drewno cedrowe
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.
P.S.
Źródła ilustracji:
1. https://www.flickr.com/photos/tomlight/34109509644/
2. https://www.flickr.com/photos/tomlight/37173757185/
3. https://villahoff.pl/okolica/trzesacz/
4. https://www.flickr.com/photos/tomlight/37389361354/
*Tu w szerszym znaczeniu jako synonim "cywilizacji".
Hello
OdpowiedzUsuńI have been visiting your site for some time and I realize that you have not posted comments for a long time, I take the liberty of hearing from you to know if everything is going well for you.
Daniel
Przecież bym się nie odezwał chociażby ze mnie skórę na pasy darto by z wygarbowanej i przygotowanej na potrzeby skórzanej galanterii szycia eleganckich etui na flakoniki perfum , gdyby nie fajt że w internecie niełatwo trafić na osobę tak intrygującą swoją postawą charakteru i osobistym nie do przecenienia uroku, że nie byłem w stanie oprzeć się wpisowi jaki tu czynię.
OdpowiedzUsuńStarałem się jak najkrócej napisać i panią określić bo zwięzłość w moim nieimaniu zdobi człowieka, przy czym mnie to nie dotyczy.
Zachwyciłem się wszystkim na co poświęciłem kilka chwil, i złości mnie to, że nie potrafiłem oprzeć się temu zachwytowi by nie użyć klawiatury.Świetne teksty,tematy i wszystko inne.
Kiełzacz strusi na oklep i poganiacz bawołów .
W tłumaczeniu literatury antycznej jeździec konny występuje jako 'kiełzacz'( celem wytłumaczenia).
Tak niby o panice koronawirusowej i perfumach wpis, a jeśli epidemia ograniczy naszą zdolność odczuwania zapachu?
OdpowiedzUsuńhttps://adamaswtrasie.blogspot.com/2021/02/powonienie-w-czasach-zarazy.html