piątek, 3 kwietnia 2015

Mgły nad Andaluzją


Często lubię przypomnieć sobie, w jak niedoskonałym świecie żyjemy. A nie jest to łatwe. Nawet teraz, kiedy widma nieszczęść, wojen, epidemii, chciwości, beznadziei oraz wzajemnej pogardy, unoszące się ponad Europą, są tak wyraźne i powszechne, jak przez ostatnich siedemdziesiąt lat były słabe.


Kiedy nasz wspólny kontynent po kilku dekadach względnego spokoju oraz pewności jutra z zapałem buduje fundamenty pod obalone niegdyś mury, gdy wzajemna nienawiść i paranoja nakazują jednym ludziom mordować innych pod pozorem kolejnych absurdalnych argumentów, kiedy do życia wracają niemal wymarłe choroby a to wszystko dzieje się, ponieważ dla wielu głów zabobon okazuje się wartościowszy aniżeli rozsądek - my nawet w takiej chwili, na oślep, podążamy wyłącznie ku przyjemności, interesują nas tylko i wyłącznie nasze własne cztery litery (no i może jeszcze tych kilku osób, z którymi przez słabość ludzkiej psychiki czujemy się związani emocjonalnie). Liczy się dla nas tylko miłe, jedynie puste i płoche.
Jesteśmy jak dzieci, które od świtu do nocy najchętniej żarłyby tylko czekoladę, cukierki i lody. Tylko to nas interesuje.
Pamięć lat minionych mamy identyczną jak jętki, obejmującą najwyżej dwa dni do tyłu. Zaczęliśmy mieć głęboko w rzyci cudze doświadczenia oraz zdobytą mądrość.

Nie interesuje nas smętne pieprzenie na poważne tematy.
Prawda, Kochani Czytelnicy, którzy sięgacie właśnie kursorem do czerwonego kwadracika w prawym górnym rogu okna przeglądarki? ;>


Ja jednak proszę Was, żebyście tu zostali, na chwilkę.
Wyruszcie razem ze mną w podróż na samo południe Hiszpanii, do słonecznej Andaluzji.
Andaluzji pachnącej, Andaluzji żywiołowej, Andaluzji gwarnej oraz kolorowej.
Andaluzji pięknej, aż dech zapiera.

Andaluzji krwawej, nienawidzącej oraz przerażonej.

Andaluzji, która wydała na świat zarówno hiszpańską Inkwizycję, jak i żywe do dziś, bazujące na podstawowych emocjach człowieka, misteria paschalne.


Współcześnie nawet podróżując i zaglądając do kolorowych, wydanych na kredowym papierze bedekerów (względnie słuchając słów oprowadzającego nas przewodnika jednym uchem ale zaraz wypuszczając je drugim) łatwo zapominamy, że tak piękna, bajeczna i zróżnicowana kraina może mieć również i drugie, znacznie brzydsze oblicze.
Albo inaczej: pamiętamy o nim oraz ekscytujemy się, z napięciem i w podnieceniu słuchając o histerii i donosach, o (wątpliwej) pomysłowości śledczych, radzących sobie z zakazem upuszczania krwi podczas tortur, o pogromach Żydów, muzułmanów, homoseksualistów, o auto da fé i rzecz jasna o śmierci w płomieniach stosu. Och, jak nas to kręci!

Lubimy posłuchać o brutalności ludzi sprzed wieków - naturalnie bez specjalnego zaangażowania czy, bogowie brońcie!, empatii - ponieważ w ten sposób karmimy swoje najniższe instynkty. W końcu sami raczej nie mamy szansy poobserwować egzekucji na własne oczy [lub raczej: nie mielibyśmy, gdyby nie multimedialna usłużność panów dżihadystów z Iraku i Syrii, których filmiki na YouTube ponoć zawsze mogą liczyć na rekordową widownię :> ]. Więc żyjemy w tym naszym bezpiecznym, nieprzejrzystym kokonku wiecznie dobrego samopoczucia oraz wysokiego mniemania o sobie samych i tylko czasem pozwolimy do niego zajrzeć prawdziwemu, okrutnemu, boleśnie niesprawiedliwemu światu.


Trwamy z dnia na dzień nie zawsze świadomi,  że cała ta niesprawiedliwość, złość, okrucieństwo, strach oraz niepewność mają nas na oku, już na nas czekają. I w końcu nas dopadną, akurat tego możemy być pewni. :]

Za rok, za lat pięć, dziesięć albo pięćdziesiąt ale w końcu im się uda. Do Europy wrócą ciągnące się latami wojny, nawracające histerie, krwawe rzezie pod kolejnymi żałosnymi, wydumanymi pozorami oraz choroby zakaźne, których jeszcze dziesięć lat temu nikt się już tutaj nie spodziewał.
Tak będzie, jeżeli dalej będziemy dawali sobie dyspensę od myślenia, jeśli z beztroskim uśmiechem będziemy rozgrzeszać cudzą głupotę, egocentryzm oraz nihilizm. Ponieważ właśnie beztrosko rozpieprzamy sobie nasz miły, przytulny świat. :] I tylko od nas zależy, w jakim stanie zostawimy go pokoleniom naszych dzieci i wnuków.

"Jeżeli chcemy, aby kłamstwo nie zatruwało więcej ludzkich umysłów, musimy sami przestać kłamać. Trzeba powiedzieć pełną prawdę, choćby była ona trudna i bolesna. (...) Nie usuniemy gwałtu i przemocy, jeśli również nie usuniemy podstawowych zasad, które gwałt i przemoc zrodziły".
Jerzy Andrzejewski, Ciemności kryją ziemię, Kraków 2004, s. 97.

Cała powyższa filipika nie powstała bez powodu i wbrew pozorom ostatecznie prowadzi do perfum.
Jest w tym niemało ironii, że tekst nakazujący dystans wobec pustych przyjemności powstał z bezpośredniej inspiracji perfumami, a więc produktami z definicji pochlebczymi i próżnymi. Jednak w mojej opinii nie jest to nic niezwykłego; nie wtedy, kiedy pachnidła traktuje się jak pełnoprawne dzieła sztuki, pozwalając im równie dobrze poruszać tematy przykre, budzące grozę albo nawet wstręt.
Co więcej, aby poruszyć i zaszokować, same wcale nie muszą być brzydkie. Wystarczy, że w pewien charakterystyczny sposób oddadzą złożoność świata lub przynajmniej jego niewielki fragment.


Tak właśnie pachną mi dwie kompozycje marki Parfums MDCI, z których co prawda tylko jedna dedykowana jest Andaluzji, jednak obie w jakimś stopniu posiadły część jej ducha: Nuit Andalouse oraz Cuir Garamante.

Druga z mieszanek jest dla mnie ważniejsza, ponieważ i w całości pokrywa się z moim gustem, i doborem składników wydaje się "starożytniejsza", szlachetniejsza. Trudno nie skłonić z szacunkiem głowy przed kadzidłem, cennymi przyprawami i balsamami drzewnymi.
A ich w Skórze Garamanckiej pełno: od gorącego, matowego ale przestrzennego otwarcia z kadzidła, szafranu a także oudu, które to zestawienie wyraźnie przypomina Oud Royal Armaniego, przez późniejszą chłodną wytrawność liści lauru, cypriolu czy drzazg cyprysowych, pozwalających otoczyć się coraz cieplejszym akordom srebrzystego, tłustego kadzidlanego dymu, eugenolowym przyprawom z pikantnym szafranem i czarnym pieprzem oraz ciemnej, wędzonej skórzanej galanterii. Tutaj wszystko jest jednocześnie podniosłe, znaczące ale i dynamiczne; trudno ocenić, kiedy gorąc zmieni się w zapowiedź cienistego chłodu, by ostatecznie z powrotem wrócić ku roztapiającym się na skórze, uderzającym do głowy woniom orientalnym.
Śmiałym tym bardziej, że w finale Cuir Garamante pojawiają się akcenty zmysłowe, labdanum z sandałowcem oraz cielesną, mięsistą różą powoli łączą się z woniami dymnymi czy gwałtownymi, niosąc oddech zmęczonemu własną ponurą żywiołowością światu.

Powoli zapada noc, wraz z którą po górzystej południowej krainie zaczynają rozchodzić się zapachy rozkwitających, dla nas nieco egzotycznych, kwiatów. :)


W Nuit Andalouse paradoksalnie Andaluzji czuję niezbyt wiele - ale jednocześnie znacznie, znacznie więcej aniżeli w słabej Séville à l’Aube od l'Artisan Parfumeur, opartej o bardzo zbliżoną tematykę, zarówno symbolicznie, jak w warstwie olfaktorycznej.
Tam nie udała się interpretacja nocno-porannego wrażenia kwiatu pomarańczy ponad kadzidlanymi dymami wielkopiątkowych procesji, tutaj ten sam składnik opakowano w biały, lekki i kuszący aromat gardenii, dokooptowano im pyłkowo-słodki ylang-ylang oraz zdziczałe róże a następnie ułożono całość pomiędzy transparentną seledynową zielenią młodych drzewnych soków a śmietankową gładkością jasnego sandałowca, drzewnych, jasnych piżm czy kontrastową lekko kumarynową, mszystą letnią bezpośredniością w bazie.

Pomiędzy bogatą w wonie nocą a skwarnym dniem jest rześki, słoneczny poranek. :) To też jest Andaluzja, to również samo sedno południowego ducha, chociaż tym razem w bardziej optymistycznym wcieleniu.
Bez świadomości słodyczy i rozkoszy nikt nie będzie w stanie udźwignąć przeznaczonej mu porcji życiowego brudu i smutku. Bez brzydoty nie ma piękna, bez dnia - nocy i tak dalej. ;)
Sami wiecie. :)



Nuit Andalouse

Rok produkcji i nos: 2013, Cécile Zarokian

Przeznaczenie: zapach dedykowany kobietom, bardzo gęsty i odurzający ale niemęczący. Zostawiający za sobą całkiem spory ślad a z czasem redukujący się do żywej, pulsującej, liliowej aury, wyczuwalnej z mniej niż dziesięciu centymetrów.
Na wszystkie okazje, zwłaszcza te Bardzo Oficjalne (chociaż słodycz raczej uniemożliwi cieszenie się wonią podczas największych upałów).

Trwałość: około pół doby wyraźnej, energicznej projekcji oraz dalszych kilka zamierania.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-kwiatowa

Skład:

Nuta głowy: pomarańcza, fiołek, akordy zielone
Nuta serca: gardenia, ylang-ylang, kwiat pomarańczy, róża
Nuta bazy: wanilia, salicylan amylu, drewno sandałowe, piżmo


Cuir Garamante

Rok produkcji i nos: 2013, Richard Ibañez

Przeznaczenie: jak Andaluzyjską Noc dedykowano kobietom, tak Skóra Garamancka została stworzona dla mężczyzn - ale na pewno domyślacie się mojego zdania w tej kwestii. ;P Na pewno zaś mogę powiedzieć, że jest to mieszanina gęsta i mocna ale niezbyt nośna. Trzyma się blisko ludzkiej skóry, tylko z początku tworząc wokół uperfumowanej osoby ciemną i gęstą, niemal nieprzeniknioną aurę; później typowo bliskoskórna.
Za to bardzo wdzięczna w codziennym używaniu, przynajmniej dla wielbicieli niszowo-skórzano-kadzidlano-przyprawowych aromatów. ;) Reszcie zalecam ostrożne testy a później: częste i owocne użytkowanie, szczególnie przy okazjach wieczorowych, klubowych albo Bardzo Oficjalnych. :)

Trwałość: około dwunastu-piętnastu godzin

Grupa olfaktoryczna: skórzano-przyprawowa (oraz orientalna)

Skład:

Nuta głowy: różowy pieprz, gałka muszkatołowa, szafran
Nuta serca: róża, cypriol, skóra, akord oudowy
Nuta bazy: labdanum, wanilia, drewno sandałowe, kadzidło
___
Dziś noszę ostatnie krople właśnie Cuir Garamante. :)

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. Entre olivos autorstwa osoby o pseudonimie Landahlauts.
2. Amanecer de otoño. Autor: Rafael Merelo Guervós.
3. Atardecer morado. Autor: Rafael Merelo Guervós.
4. Hogueras de San Antón. Autor: Rafael Merelo Guervós.
5. Granada - Andalucía autorstwa osoby o pseudonimie/imieniu Ennio.
6. Gibraltar en Bruma...desde Estepona. Autor: Antonio Ruiz-Molero Pérez.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )