Mój dzisiejszy bohater należy do takiej kategorii zapachów, które na własny użytek nazywam "perfumami mojej Mamy". Chyba nietrudno zgadnąć, dlaczego: pachnidła w takim stylu to jeden z ulubionych olfaktorycznych klimatów mojej prywatnej rodzicielki. A także jedyny uznawany przez pewną z moich ciotek. ;)
Nie znaczy to jednak, że jest to zapach "mamuśkowaty". O nie! Mam powody, by przypuszczać, że Iris des Champs marki Houbigant przypadnie do gustu również niejednej córce, siostrze, żonie oraz przyjaciółce.
Nic dziwnego, bo to naprawdę miłe, nieinwazyjne i całkiem nowoczesne pachnidło.
Wskrzeszona jakiś czas temu wielka marka o pięknych i szlachetnych tradycjach po raz kolejny postanowiła puścić oko do bywalców Sefor czy Daglasów, chcąc podkraść wyżej wymienionym sklepom co nieco klientów. ;) To dlatego w spokojnym, jasnym i pastelowym Iris des Champs odnajdziemy delikatne, kwiaty o młodych, delikatnych i zroszonych płatkach; dlatego pojawi się i wyraźna, gruszkowo-ilangowa słodycz, i puder z irysowego masła, i niemałe ilości pyłkowo-pierzastego białego piżma, i nawet syntetyczne jasne drzewności w głębokiej bazie.
Mieszanka miękka, delikatna, przesycona sokami oraz frakcjonowanymi laboratoryjnie woniami kwiatów rozwija się na ludzkiej skórze w sposób, który - wyjąwszy wyraźny u styku otwarcia z sercem irysowy prasowany puder do twarzy - wystarczająco wyraźnie kojarzę z 212 Caroliny Herrery, Scarlett od Cacharel, Brit od Burberry czy Bright Crystal marki Versace. Takie to wszystko, trochę wbrew nazwie, przejrzyste, różowe, stereotypowo dziewczęce.
Jednocześnie praktyczne oraz zwracające uwagę otoczenia.
Jeżeli więc szukacie bądź będziecie szukać eleganckiego pachnącego prezentu dla fanki któregoś z powyższych zapachów, nie zapomnijcie o Iris des Champs. Przypominam, że grudzień już za miesiąc. ;)
Rok produkcji i nos: 2014, Mathieu Nardin
Przeznaczenie: zapach skierowany do kobiet; jak część z wymienionych w recenzji perfum, na mojej skórze silny aż do agresywności, otaczający ciało gęstą, niemal nieprzeniknioną aurą o subtelności pajęczyny [jakkolwiek zrozumiecie to porównanie, będziecie mieli rację ;P ]. Na dosłownie wszystkie okazje, jakie tylko przyjdą Wam do głowy.
Trwałość: około pięciu-sześciu godzin wyraźnej emanacji i dalszych parę stopniowego zamierania.
Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-owocowa
Skład:
Nuta głowy: bergamotka, konwalia, gruszka, róża, różowy pieprz
Nuta serca: irys, jaśmin wielkolistny, ylang-ylang
Nuta bazy: wanilia, drewno sandałowe, białe piżmo, akordy ambrowe oraz drzewne
___
Dziś noszę Oud Sharqia marki Ard al Zaafaran.
P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://yvesantlaurents.tumblr.com/post/26911116999
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )