sobota, 21 czerwca 2014

Sięgnąć do natury, cz. 3


Z okazji Nocy Kupały postanowiłam zająć się dwoma ostatnimi ze znanych mi zapachów marki Juniper Ridge. Dlaczego? To chyba jasne. :)

Przy okazji wyznam, że szkoda mi będzie rozstawać się z tym ciekawym konceptem. Trzeba będzie zapolować na nowe pachnidło marki. :) I coś jeszcze; być może. O ile czas mi pozwoli.
Jednak póki co zapraszam do czytania!


Siskiyou [czyt. Siskju :) ] to nazwa jeziora w północnej Kalifornii, które zresztą dało nazwę całemu hrabstwu. W kanionie rzeki Sacramento, u stóp góry o wdzięcznej nazwie Shasta [zawsze mnie ciekawi, czym właściwie. :P Nie wiedziałam, że góry mają jakieś dochody. ;) ]. Trzeba przyznać, że ładnie tam.
Tak ładnie, że nie dziwota, iż przyroda miejsca dała początek pachnidłu o nazwie (a to ci niespodzianka!) Siskiyou.

Ta odsłona projektu okazała się wyjątkowo drzewna ale też jasna oraz, niestety, ulotna. Zapach znika z mojej skóry w nieco ponad godzinę. Jednak póki trwa, czaruje intrygującym kontrastem pomiędzy ciepłem przyprawionych cedrowych drzazg a chłodem wiatru czy cokolwiek morskich nut ozonowych, wyczarowując zeń miłą dla powonienia głębię oraz przestrzeń; w sam raz pomiędzy ośnieżonym górskim szczytem i odbijającą promienie słoneczne taflą jeziora a cienistymi, przesyconymi aromatem żywicy i ziół lasami. Pogoda i chłód, bogactwo pozornie sprzecznych elementów składowych, które układają się w doskonałą, harmonijną całość.

Jestem skłonna uwierzyć, że ze wszystkich zapachów Juniper Ridge, to własnie Siskiyou najpełniej realizuje założenia projektu. :) Nieoczekiwanie okazało się także najbardziej "moje" ze wszystkich dzieł JR. Kiedy wącham te perfumy, czuję.. spokój. Harmonię. Doskonałość. Słyszę nawet melodię. Zaskakująco intymną, wspaniale zestrojoną z zapachem. :)
Gdyby tylko jego trwałość okazała się lepsza...!


Na szczęście ostatni z zapachów na mojej liście, Yuba River, pod tym względem prezentuje się troszkę lepiej. ;) Odziedziczywszy nazwę po kalifornijskiej [oczywiście! ;) ] rzece, kompozycja mogłaby chyba pochwalić się też jej energią.

Oto płynie sobie wartko ale pogodnie przez aromatyczne lasy, omija głazy z kępką ciepłego mchu gdzieś po północnej stronie, za to sama jest chłodna. Podobno powinna być wręcz lodowata, jednak na mojej skórze wszelkie zimno mieszaniny znika, gdy ozonowe nuty przesączają się powoli przez filtr leśnego poszycia, pokrytego obumarłymi igiełkami jodły. Do tego wszystkiego dochodzą suszone na słońcu cedrowe deski, które z czasem ewoluują w ściany niemłodej leśnej chaty z bali, ogrzewanej aromatycznym żarem z kominka.
Chłód i woda wyparowują z mojej skóry w przeciągu kwadransa, stopniowo ujawniając miękkie, poniekąd kaszmeranowe drzewne ciepło z odrobiną gorzkich ziół w tle.
Kiedy Yuba River zanika, po prostu rozjaśnia się, pozwala prześwietlić promieniom słonecznym, niczym dobra zjawa, rozpływająca się w słońcu poranka. ;) Cóż, nie da się ukryć, że to bardzo poetycka kompozycja. :P Odnoszę wrażenie, że świetnie pasowałaby do niej ta melodia.



Siskiyou

Rok produkcji i nos(y): 2012, Hall Newbegin oraz jego ludzie

Przeznaczenie: jak poprzednie pachnidła z serii Backpacker's Cologne, także i moi dzisiejsi bohaterowie okazali się uniseksualni, stosowni bardziej dla określonego typu ludzi aniżeli ich płci. :)
Siskiyou przez swoją mizerną trwałość nie ma kiedy rozwinąć skrzydeł, więc od początku do końca pozostaje dziełem bliskoskórnym. Dobrym na każdą okazję, o ile tylko będziecie mieli możliwość dopachniania się co godzinę. ;)

Trwałość: jak napisałam, nie dłuższa niż sześćdziesięciominutowa.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna

Profil zapachowy:

rozgrzewający imbir, pikantny cedr, dryfujące drewno, cytrusy, głęboki las iglasty, góry oraz rzeki bez końca



Yuba River

Rok produkcji i nos(y): ??, ekipa Halla Newbegina
[kurczę! Przez trzy wpisy i kilka dni przygotowań zdążyłam wykuć to nazwisko na blaszkę. ;) ]

Przeznaczenie: uniseks dla miłośników natury oraz górskich wędrówek w nieznane. :) Na wszystkie okazje, choć idealne wydaję się te nieformalne.

Trwałość: do trzech godzin.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna

Profil zapachowy:

konary cedru, żywica sosny smołowej, rzeki lodowcowe, zalane słońcem głazy, przytulna chara w Sierra Nevada z zapachem zimy tuż za progiem.

___
Dziś nadeszła pora na Élise marki Rancé.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://juniperridge.tumblr.com/post/62104043177/our-new-website-is-up-at-www-juniperridge-com-we
2. http://mtshastavacationrentals.com/
3. http://www.california-travels.com/2010/07/21/bridgeport-gold-country/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )