czwartek, 1 lipca 2010
Ona i On
Obydwoje spokojni, odpowiedzialni, wyważeni, choć muszę przyznać, że o ile jego trudno wyprowadzić z równowagi, ona w stresie do osób łatwych we współżyciu nie należy. Oboje są również oczerniani, kiedyś o wiele bardziej niż dzisiaj, budzący grozę, wynikającą z niewiedzy, uznawani za wrogów społecznych nr 1. A mają jedno, zwyczajne marzenie: móc żyć po swojemu. Kto? Wilki. :) Perfumeryjnie kojarzę dwa - Louve Serge'a Lutens i Méchant Loup l'Artisan Parfumeur. O nich dziś nieco w notce łączonej (wreszcie i mnie "to" dopadło). ;)
Zacznę od pani. :) Kiedy pierwszy raz zetknęłam się z Lutensową Wilczycą, nie potrafiłam ukryć swego rozczarowania [co więcej myślę, że nie byłam w tym odczuciu odosobniona! ;) ]. Ej, no jak to?? Jeśli to "wilczyca" to prędzej ta ze śmiesznego polskiego horroru, niż budząca grozę wilkołaczka. Krótko mówiąc nic godnego uwagi.
Dopiero później dotarło do mnie, że to nie miało być proste ludzkie wyobrażenie krwiożerczej bestii, a matka: czuła, ciepła, również wyrazista, a w razie potrzeby - rozrywająca gardło każdemu, kto zagrozi jej dzieciom. W niewielkich ilościach pachnidło najpierw otacza skórę subtelną, acz wyraźną migdałową mgłą, która po chwili przerzedza się i ukazuje... otwartą przestrzeń. Nie lasy i pieczary (no, może najwyżej duużą jaskinię), a chłodne, wilgotne, dość ponure stepy, rozciągające się po horyzont, całkowicie bezludne, ograniczone jedynie niskim, gęstym, pochmurnym niebem. Mży deszcz. W takim to otoczeniu mieszka z młodymi moja wilczyca. W miejscu pozornie niegościnnym, przygnębiającym, ale dla niej idealnym. Bo wolnym od ludzi (i pełnym drobnej zwierzyny do upolowania).
Ostatnia faza to dyskretny powrót mleczka migdałowego i delikatna ambrowa cielesność; oba akcenty składają się na woń przypominającą zapach mokrej psiej sierści. Wierzcie albo nie. :)
Natomiast pan Méchant Loup to kwestia nieco inna. Ponieważ nie wyczuwam tu ani wilka, ani Czerwonego Kapturka ani - tym bardziej - niecnych zamiarów. To po prostu las. Ciepły, schnący po porannym letnim deszczu las strefy umiarkowanej. Mieszany. Delikatny, z radosnym akcentem, ale i lekko wodzący za nos. Bardzo malowniczy, choć przy bliższym poznaniu potrafiący pokazać (dymny, lekko ostry) pazur. To nie żaden Wilk Podstępny, czający się w krzakach na Czerwonego Kapturka i jego, hm... koszyczek. To samotny basior, stroniący od ludzi - zbyt wiele złego mu wyrządzili w jego długim życiu, by miał chęć zbliżać się do ich siedlisk. Z tego powodu czasem pojawi się na horyzoncie na chwilę zbyt krótką, aby obserwator zdążył wycelować - czy strzelbę, czy obiektyw aparatu. Być może dlatego z mojej skóry znika już po trzech godzinach? ;)
A szkoda, och! jak szkoda. Bo pachnidło jest warte uwagi: suche, lekko pieprzne, bardzo leśne, orzechowe; promienne. Nieco później łagodnieje, staje się delikatne, mleczne i miodowe, skłaniające do uśmiechu oraz wspomnień dziecięcych zabaw wśród leśnej gęstwiny. Miłe. Inne. Swojskie.
Serge Lutens, Louve
Rok produkcji i nos: 2007, Christopher Sheldrake
Przeznaczenie: zapach raczej kobiecy (ale to nie norma!) i chyba jednak dzienny. Dla miłośników migdałów [swoją drogą żałuję, że się do nich nie zaliczam :/ ]
Trwałość: od czterech do dziewięciu godzin
Grupa olfaktoryczna: orientalno-waniliowa (?)
Skład:
Nuta głowy: migdał
Nuta serca: jaśmin, róża, piżmo
Nuta bazy: wanilia, ambra, żywica
l'Artisan Parfumeur, Méchant Loup
Rok produkcji i nos: 1997, Bertrand Duchaufour
Przeznaczenie: zapach w założeniu męski, ale w mojej opinii typowy uniseks; dla ludzi ciepłych i odważnych zarazem, choć nie pozbawionych nutki agresji. Stosowny na dzień i po zmroku.
Trwałość: jak wspomniałam, na mnie marna - wyjątkowo do czterech godzin
Grupa olfaktoryczna: drzewno-aromatyczna
Skład:
Nuta głowy: pieprz, lukrecja, kłącze irysa
Nuta serca: drewno cedrowe, leszczyna, orzech laskowy, drewno gwajakowe, kozieradka
Nuta bazy: miód, mirra, mech dębowy, sandałowiec, białe piżmo
Wniosek? Nie taki wilk straszny, jak go malują. :) Szkoda tylko, że przez ludzką głupotę nie tylko stoi na skraju wymarcia, ale też stał się szczególnie do rasy człowieczej uprzedzony.
___
Noszę dziś Escentric Molecules, a konkretnie Ekscentryka Pierwszego. :)
P.S.
Fot. nr 1 pochodzi z wikimedia.org
Fot. nr 4 to dzieło pary filmowców - przyrodników, Jima i Jamie Dutcher, a pochodzi gdzieś "z trzewi" mojego twardego dysku. :)
Etykiety:
aromatyczne,
drzewne,
L'Artisan Parfumeur,
nisza,
orientalne,
perfumy,
Serge Lutens,
waniliowe
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przepięknie napisałaś o Mechant Loup,ja zetknełam się wielokrotnie ze stwierdzeniem że pachnie psimi kostkami...;p Ale istotne jest żeby zapach zrozumieć wtedy czuje się go inaczej... Louve wybraź sobie że nie znam....w ogóle jestem w tyle z Lutkami;)
OdpowiedzUsuńDzięki. :) Psich kostek nie czułam, ni w ząb! Inna sprawa, że na skojarzenie nie zawsze da się cokolwiek poradzić. Więc można uznać, że miałam szczęście. A jeszcze większe w przypadku Wilczycy.
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś szczęście zdobyć dość spory zestaw próbek firmowych pana S.L. Ale i tak.. bez "dzwonków". Teraz stopniowo ostrzę sobie kły na pełne flakony.