sobota, 24 kwietnia 2010

Esencja koszmarnej niewinności


Za taką uważam zapach White Rose stworzony przez nobliwą angielską markę Floris, jak wieść niesie - speców od kompozycji różanych (także w męskich perfumach). A ja róże kocham - od wielu lat w pewnych momentach życia stosuję, swego czasu podkradany własnej babci, absolut róży damasceńskiej w olejku. Zapach staroświecki, ciepły, rodzinny, ale i zmysłowy, prowokujący, drażniący. Zatem nietrudno wpaść na to, iż od róż nie oczekuję skromności czy naiwności; o nie, "moje" róże to niezłe zdziry! ;) Po White Rose siłą rzeczy nie mogłam spodziewać się przyczajonej na chwilę erotyki, olejnego obrazu oszałamiającego feeria barw; tak zapach, jak i opis nut sugerowały co najwyżej delikatny szkic w ołówku. Jednak czasami każda z nas chciałaby otoczyć się subtelnym kokonem z bezpiecznych marzeń o niewinnym czarze. W głębi duszy miałam jednak nadzieję na choćby odrobinę mroku, na cień złej wróżki nie zaproszonej na chrzciny Śpiącej Królewny, czy choćby na małe memento drugowojenne, stworzone ku czci monachijskich antynazistów z organizacji Biała Róża. Cóż, nie tym razem.


Tej Białej Róży oszczędzono wszystkich ewentualnych przykrości, zniwelowano wszystkie potencjalne trudności, wygładzono wszelkie kanty i chropowatości, słowem: uchroniono ją przed życiem. Tkwi sobie taka wątła roślinka w gablocie, nie brak jej powietrza, wody, składników mineralnych, odpowiednich temperatur oraz właściwych proporcji słońca i cienia. Dostaje wszystko "pod nos" i wyraźnie ją to męczy. Mam wrażenie, że kilka razy próbowała wydostać się na wolność lub w inny sposób ograniczyć kontrolę nad sobą, ale za każdym razem skutecznie ją pacyfikowano. To kwiat w ciągłej depresji. Z ogromnym potencjałem, ale tkwiący w beznadziei. O bogowie, modlę o się o reformulację i poprawę losu tej nieszczęsnej panny! :)

Pierwsze minuty pobytu White Rose na mojej skórze to rzeczywiście spokojna, nienarzucająca się różana dziewiczość, łatwa do przewidzenia, ale i urocza. Koszmar zaczyna się później: małą dziewczynkę zahamowano w rozwoju - różane płatki najpierw więdną, spadają w dół, by później gnić w trawie, oddając ostatnie przedśmiertne oddechy wśród aromatów śmierci i rozkładu. Trzeci etap to faza pośmiertna, gdy różana dusza uspokaja się i wybija, co prawda, spośród aromatów gnilnych, jednak pozbawiona jest całego swojego ziemskiego uroku, nienazwanej jeszcze erotyczności, niewinnego uśmiechu; jest eterycznym wspomnieniem, widmem z seansu spirytystycznego u Małego Księcia. A wszystko to rozgrywa się i kończy w czasie tak krótkim, że aż dziwnym.

Wychodzi na to, że White Rose i ja niezbyt się lubimy. :) A szkoda, naprawdę chciałam obdarzyć ją swoją sympatią. Może to pachnidło inaczej zachowałoby się na skórze jakiejś drobnej, delikatnej blondynki o łagodnym uśmiechu...?

Rok produkcji i nos: 1933, ??

Przeznaczenie: dla kobiet subtelnych, eterycznych, dziewczęcych; niepoprawnych romantyczek. :)

Trwałość: na mojej skórze marna - około dwóch godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowa

Skład:

Nuta głowy: aldehydy, liście fiołka, goździk
Nuta serca: róża, irys, jaśmin, fiołek
Nuta bazy: nuty pudrowe, piżmo, ambra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )